Michał Szułdrzyński: Śmierć Elżbiety II i tęsknota do innego świata

W bardzo wielu komentarzach po śmierci królowej Wielkiej Brytanii pojawia się wątek podkreślający zamknięcie pewnej epoki, że jej śmierć, to koniec pewnego świata, albo prawdziwy koniec XX wieku itp. Nie mogę się z tym jednak zgodzić, bo ta epoka, do której należała Elżbieta II już dawno się skończyła. Tylko ona trwała mimo wszystko ze swoimi wartościami i poczuciem obowiązku.

Publikacja: 09.09.2022 07:41

Michał Szułdrzyński: Śmierć Elżbiety II i tęsknota do innego świata

Foto: AFP

Czytaj więcej

Elżbieta II nie żyje. Wielka Brytania i świat oddają hołd królowej

Bo tym, co odróżniało Elżbietę od współczesnego świata, ale też od bardzo licznych przedstawicieli własnej rodziny (ale i innych rodzin panujących w Europie wikłających się w skandale), było głęboko uwewnętrznione poczucie służby. Monarcha miał poświęcić całe życie na służbę swoim poddanym, a nie czerpać z swego statusu korzyści, czy opływać w luksusy. To model sprzed czasów powszechnej demokratyzacji. Model w którym – jednostka jest częścią większej całości, jest wobec niej służebna. Gdy współczesny świat szuka prawdziwego ja, chce odnaleźć samego siebie, przechodzi liczne terapie, by rozwiązać własne problemy, ale wszystko skupione jest na „ja” – od instagrama po proces wychowawczy, Elżbieta przenosiła nas w przeszłość, w świat myślenia o własnym życiu jako służbie innym, a nie realizowaniu własnych ambicji. Powie ktoś: no cóż, jak jesteś królową, nie musisz udowadniać sobie własnej wartości. Pewnie prawda, ale jej skromność uderzała wszystkich, którzy się z nią stykali mimo to.

Czytaj więcej

Była ostoją Wielkiej Brytanii. Tylko Ludwik XIV nosił koronę dłużej

Po II Wojnie Światowej imperium brytyjskie się zaczęło rozpadać. Elżbieta objęła rządy nad prawdziwym imperium, gdy zmarła, Wielka Brytania była mocarstwem, ale już nie władała połową świata. Gdy kolejne tereny imperium ogłaszały niepodległość, bo chciały zrzucić często bardzo brutalne brytyjskie jarzmo, ale też im bardziej zmieniały się zwyczaje w samej Wielkiej Brytanii, tym bardziej postać królowej była znakiem innych czasów, gestem wierności pewnym zasadom, które zostały odłożone na półkę.

Może dobrym porównaniem byłaby rola, jaką dla wielu Polaków pełnił Jan Paweł II. Stając się papieżem, stanął na czele instytucji, która niegdyś była potęgą, lecz z każdym rokiem traciła swój prestiż. Przemiany społeczne i obyczajowe sprawiały, szczególnie po tym, jak Polacy odzyskali niepodległości w 1989 roku i chcieli się bogacić, bawić, używać, nie pasowały do tego, co im mówił Jan Paweł II. On jawił się jako postać z przeszłości, ostatni wielki polski romantyk, moralizator i kaznodzieja, świadek czasów, które – jak dziś, kilkanaście lat po jego śmierci widzimy – są już niemal zaprzeszłe. Ale gdy go zabrakło, okazało się, że ta rola dawała mu wielki autorytet. Po jego śmierci zabrakło kogoś, z kim nie wszyscy by się zgadzali, ale wszyscy by szanowali. W czasach totalnej polaryzacji nie było już miejsca na autorytety.

I Elżbieta II też była takim autorytetem. Przynależność do świata przeszłości dawała jej pewien immunitet, dzięki któremu nawet przeciwnicy monarchii czuli przed nią respekt. A my możemy dziś jedynie uronić łzę nad tym, że żyjemy w czasach populistów i demagogów. Zresztą fakt, że Królowa stała się tak popularnym obiektem popkultury – powstawały o niej filmy i seriale, jak gwiazda rocka miała swoich fanów na całym globie – pokazuje, że mimo przemian kulturowych i cywilizacyjnych silna wciąż jest tęsknota do tego starego świata, do reprezentowanych przez niego wartości, do pewnego ładu i porządku, którego tak brakuje dziś ludzkości.

Bo tym, co odróżniało Elżbietę od współczesnego świata, ale też od bardzo licznych przedstawicieli własnej rodziny (ale i innych rodzin panujących w Europie wikłających się w skandale), było głęboko uwewnętrznione poczucie służby. Monarcha miał poświęcić całe życie na służbę swoim poddanym, a nie czerpać z swego statusu korzyści, czy opływać w luksusy. To model sprzed czasów powszechnej demokratyzacji. Model w którym – jednostka jest częścią większej całości, jest wobec niej służebna. Gdy współczesny świat szuka prawdziwego ja, chce odnaleźć samego siebie, przechodzi liczne terapie, by rozwiązać własne problemy, ale wszystko skupione jest na „ja” – od instagrama po proces wychowawczy, Elżbieta przenosiła nas w przeszłość, w świat myślenia o własnym życiu jako służbie innym, a nie realizowaniu własnych ambicji. Powie ktoś: no cóż, jak jesteś królową, nie musisz udowadniać sobie własnej wartości. Pewnie prawda, ale jej skromność uderzała wszystkich, którzy się z nią stykali mimo to.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich