Jeden z najbliższych współpracowników prezydenta Putina, były szef kontrwywiadu, a obecnie sekretarz kremlowskiej Rady Bezpieczeństwa, generał Nikołaj Patruszew zażądał od całego świata, by był wdzięczny Rosji. „Tylko nasz kraj może sobie pozwolić na taki luksus, jak wojowanie z powodu współczucia” – powiedział, cytując innego generała z XIX wieku, Michaiła Skobielewa. Pewnie wiedziony tym współczuciem generał Skobielew podbił dla cara Azję Środkową, o czym jednak generał Patruszew nie wspomniał.
Dlatego łatwo mu przyszło stwierdzenie, że „Rosja nigdy nie decydowała o losach suwerennych państw”. Mało jednak, że opowiada takie głupstwa, to w jeszcze głupszy sposób je udowadnia. „Z II wojny światowej Finlandia wyszła z minimalnymi stratami dzięki stanowisku Moskwy” – rzekł na przykład o kraju, którego bohaterska walka o wolność z Rosją stała się już legendarna.
Rozwiązanie logicznych problemów tworzonych przez generała Patruszewa podsunął już wcześniej jeden z politologów zaprzyjaźnionych z Kremlem, Siergiej Markow. Otóż Rosja nie napadła na suwerenne państwo ukraińskie, ponieważ ono już dawno utraciło suwerenność – na rzecz oczywiście podłego Zachodu. Proste, prawda?
Czytaj więcej
- Nie ścigamy się z żadnym ostatecznym terminem - mówił o działaniach zbrojnych Rosji na Ukrainie sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, Nikołaj Patruszew.
Takie rozumowanie można rozciągnąć daleko w głąb wieków. Rosja brała udział w rozbiorach Rzeczypospolitej, bo kraj popadł w chaos i anarchię, czyli utracił suwerenność. „Przywrócą spokojność obywatelom naszym” – jak śpiewał Jacek Kaczmarski o carskich wojskach. To samo było na Węgrzech w 1956 roku czy w Czechosłowacji w 1968. A jaki brak suwerenności panował w Afganistanie w 1979 roku – ZSRR nie miał wyjścia, musiał interweniować. Kraj co prawda był rządzony przez kremlowską marionetkę, prezydenta Hafizullaha Amina, ale pełni współczucia towarzysze zaczęli podejrzewać, że jest on maoistą i w dodatku agentem CIA.