Byłoby pewnie przesadą stwierdzenie, że kanclerz Olaf Scholz ogłosił fundamentalne przewartościowanie niemieckiej Ostpolitik w efekcie spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim. Szef polskiego rządu pojechał do Berlina wraz z prezydentem Litwy, by – jak stwierdził polski premier – wstrząsnąć sumieniem Niemiec. Ale to z pewnością coś więcej niż koincydencja czasowa.
Historyczna wizyta Morawieckiego w Berlinie była poprzedzona sensownym apelem do europejskich przywódców, sformułowanym w piątkowym liście premiera do szefowej Komisji Europejskiej i szefa Rady Europejskiej. Spora część tego planu już została przez Zachód wykonana. Działaniom premiera towarzyszyły wysiłki prezydenta Andrzeja Dudy. On z kolei brał udział w naradach przywódców Zachodu, którzy do samego rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę przygotowywali spójną odpowiedź na wojnę Putina.
Coraz częściej na Zachodzie słychać stwierdzenie, że to Polska miała rację, ostrzegając przez lata przed imperializmem Putina. Były premier Finlandii Alexander Stubb napisał nawet w sobotę na Twitterze, że powinno się dziękować Polsce za bezwarunkowe wsparcie, jakiego udziela Ukrainie. Wrażenie na świecie robi też skala polskiej pomocy uciekającym przed wojną uchodźcom.
Czytaj więcej
Mówili o nim komik. Amator, który bierze się za politykę. Mało kto dawał szanse jego prezydenturze. Dziś jednak, w czasie rosyjskiej inwazji, świat poznaje w nim bohatera.
Paradoksem jest fakt, że Morawiecki w Berlinie realizował politykę Radosława Sikorskiego, który kiedyś wzywał Niemcy do sięgnięcia po przywództwo w Europie. Plan wzmocnienia niemieckiej armii i inwestycji w NATO, ogłoszony przez Scholza po spotkaniu z Morawieckim, to realizacja słynnego wystąpienia Sikorskiego z Berlina sprzed dziesięciu lat.