Ważą się losy naszego bezpieczeństwa. Czyli przyszłości Polski i całego regionu. Nie ma w tym przesady, choć chyba każdy by chciał, aby była. Waży się bowiem to, czy to Kreml będzie decydował o tym, co może, a czego nie może Zachód.
Pozornie chodzi o Ukrainę. W rzeczywistości o zezwolenie możnych Zachodu na odrodzenie moskiewskiego imperium, które granice i strefy wpływów określi sobie samo. Nie tylko na terenach, które Kreml postrzega jako elementy ruskiego miru, wschodniosłowiańskiej cywilizacji pod swoim przewodnictwem.
Czytaj więcej
Umowa z Mińska, która daje Moskwie prawo weta w sprawie przystąpienia Kijowa do NATO, może okazać się ceną za uniknięcie rosyjskiej inwazji.
Władimir Putin postawił ultimatum: nie rozpocznę inwazji na Ukrainę, jeżeli dostanę gwarancje, że Ukraina nigdy nie znajdzie się w NATO. On wie, że w dającej się przewidzieć przyszłości, czyli dłużej, niż on będzie rządził, Ukraina nie ma szans na członkostwo, choć sojusz obiecał jej to w 2008 r.
Wie też, że NATO podejmuje decyzje jednogłośnie, a niechętnych do dalszego rozszerzenia na wschód jest co najmniej kilka państw członkowskich. Nie dotyczy to zresztą tylko rozszerzenia NATO, ale też Unii Europejskiej, w której również obowiązuje zasada jednomyślności.