"By zagwarantować stabilność strefy Schengen, być może będzie konieczne tymczasowe przywrócenie ograniczonych kontroli na przejściach granicznych, gdy część granic zewnętrznych Unii znajdzie się pod dużą presją" – tłumaczyła w ubiegłym tygodniu Cecilia Malmström, odpowiedzialna w Komisji Europejskiej za politykę wewnętrzną.

"Ograniczona kontrola" może oznaczać wszystko, skoro już dziś "ograniczone kontrole" na niektórych lotniskach polegają na prześwietlaniu pasażerów od stóp do głów, za pomocą skanerów rozbierających Bogu ducha winnych ludzi do rosołu. A co oznacza słowo "tymczasowe"? Dla rządu Szwecji mogą to być dwa tygodnie, ale dla rządu Francji tymczasowość może się rozciągnąć na 12 miesięcy. A co oznacza "duża presja"? Desant 25 tysięcy Tunezyjczyków na malutkiej, zamieszkanej przez 5 tys. Włochów Lampeduzie to rzeczywiście kłopot, ale rząd Hiszpanii może uznać za dużą presję desant łajby z tuzinem Senegalczyków na wybrzeżu Andaluzji.

Już dziś zawieszenie funkcjonowania strefy Schengen – maksymalnie na 30 dni – jest prawnie możliwe, jeśli w wyniku nadzwyczajnych okoliczności zagrożony jest tzw. porządek publiczny. W praktyce dotyczy to dużych imprez sportowych, jak mistrzostwa Europy w piłce nożnej, czy protestów antyglobalistów. Rozszerzenie tej kategorii na kwestię związaną z nielegalną imigracją to ryzykowny krok, który może doprowadzić w przyszłości do faktycznej likwidacji strefy Schengen.

Jeśli uznamy napływ nielegalnych imigrantów za "sytuację nadzwyczajną", usprawiedliwiającą ograniczenie swobody podróżowania, to musimy pamiętać, że owa sytuacja nie przestanie być nadzwyczajna w ciągu 30 dni. Nielegalna imigracja będzie problemem dopóty, dopóki Europa będzie graniczyć z Afryką. Czyli przez parę najbliższych miliardów lat.