Sklepom i sieciom handlowym upłynął wczoraj, 18 lutego, termin podpisywania umów na przekazywanie niesprzedanej żywności organizacjom charytatywnym.
Ostatnie trzy miesiące to był zatem czas gorączkowych negocjacji i dogadywania umów miedzy wielkim handlem a partnerami społecznymi – głównie Bankami Żywności i Caritasem. Spóźnialskich czekają kary rzędu 5 tys. zł za brak umowy, opłaty 0,1 zł za każdy wyrzucany kilogram jedzenia, a także wizyty Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska, który w marcu ma ruszać z kontrolami umów.
Czytaj także: Sklepy wyrzucają mniej jedzenia
Ta ustawa nie wprowadzi całkiem nowej rzeczywistości: część sklepów oddaje żywność dobrowolnie, np. w ubiegłym roku Banki Żywności zebrały i przekazały dalej organizacjom charytatywnym ponad 13 tys. ton żywności z 1300 sklepów, o 30 proc. więcej niż rok wcześniej. – Spodziewamy się, że teraz te wzrosty będą jeszcze bardziej dynamiczne, o ile sklepy będą wywiązywać się z nowych obowiązków – mówi Marek Borowski, prezes Federacji Polskich Banków Żywności.
Banki mają ponad trzy tysiące partnerów społecznych, którym przekazują żywność. Z kolei Caritas Polska oddaje ją głównie w ramach sieci swoich placówek i innych organizacji kościelnych. Sam odbiór żywności jest skomplikowanym procesem dla obu stron, wymagał doprecyzowania procedur – jaka żywność może być przekazywana, kiedy trzeba ją zdjąć z półek, a nawet – jak ją przygotować do przekazania. Sporo kosztuje też sama dystrybucja, ale tu sklepy mogą się dokładać. – W umowach można zawrzeć zapisy, jak dzielić się kosztami – mówi Małgorzata Jarosz-Jarszewska, koordynator programów pomocy żywnościowej w Caritas Polska. Część sieci wycofuje produkty ze sklepów do magazynów, skąd odbierają je organizacje, co jest dla tych ostatnich sporym ułatwieniem.