Obłożenie handlu internetowego podatkiem obrotowym może mieć przykre konsekwencje zarówno dla klientów e-sklepów, jak i fiskusa – przestrzegają eksperci.
W ostatniej wersji rządowego projektu handel internetowy został potraktowany tak samo, jak sprzedaż sklepów stacjonarnych. Problem w tym, że dotknie tylko firm polskich, bo rząd nie może obłożyć daniną podmiotów zarejestrowanych za granicą, ale sprzedających towary i online w Polsce.
– Ten projekt nie ma nic wspólnego ze wspieraniem przedsiębiorczości opartej na internecie i innowacjach – co stanowi trzon rozwoju wielu gospodarek wysoko rozwiniętych – mówi prof. Grzegorz Mazurek z Akademii Leona Koźmińskiego.
Dla przypomnienia, nowe rozwiązanie zakłada progresję podatkową. Z daniny zwolnione zostaną obroty firm handlowych do 1,5 mln zł miesięcznie, czyli 18 mln zł rocznie. Powyżej tej kwoty, a do poziomu 17 mln zł miesięcznie stawka rośnie do 0,4 proc. Z kolei powyżej tego pułapu, a do kwoty 170 mln zł stawka wyniesie 0,8 proc. Najwyższa stawka 1,4 proc. obejmować będzie sprzedaż powyżej tego poziomu, czyli 2 mld zł rocznie.
Zapłacimy wszyscy
Najmniejsze sklepy daniny unikną, ale dla branży to marne pocieszenie. – Podatek zmusi największe polskie sklepy do podnoszenia cen, co jest niezwykle trudne przy niskich marżach i w branży, której jedną z głównych zalet jest niska cena – mówi Beata Straszewska, założycielka Stewiarnia.pl.