Przygotowywana od dwóch lat propozycja Komisji Europejskiej w sprawie rozporządzenia o odbudowie zasobów przyrodniczych o mały włos poległaby na głosowaniu w Parlamencie Europejskim. Projekt przetrwał środowe głosowanie, ale w tak okrojonej wersji, że ekolodzy powątpiewają dziś, czy odniesie tak doniosły skutek, jak mógł. Zgodnie z zapowiedziami za odrzuceniem tego pakietu głosowała większość polskich europosłów, i z partii rządzącej, i z opozycji.
Bez przyrody nie ma wzrostu PKB
Mimo poważnych obaw Virginijusa Sinkevičiusa, komisarza UE ds. środowiska, przygotowywany przez KE projekt rozporządzania, wprowadzający prawo odnawiania zasobów naturalnych, został przegłosowany w Parlamencie Europejskim i ma szanse zostać wdrożony. Wątpliwości były potężne, bo w ostatniej chwili europejskie media pisały, że z poparcia dla projektu wycofała się EPP, Europejska Partia Ludowa, duża siła w parlamencie. Żeby uratować ten akt, trzeba go było mocno okroić, a i tak przeciwko głosowali polscy europosłowie. – Głosowaliśmy przeciwko prawu o odbudowie zasobów przyrodniczych, gdyż uważamy, że jest ono źle przygotowane – napisał w esemesie Adam Jarubas, europosel z PSL. Zarzuca rozporządzeniu, że stawia ono przed państwami członkowskimi cele nie do wypełnienia, nakłada na rolnictwo nieproporcjonalne obciążenia i grozi nawet podniesieniem cen. – Jako Europejska Partia Ludowa od miesięcy apelowaliśmy do Komisji Europejskiej o przedstawienie analizy wpływu na rolnictwo, komisarze Timmermans, Sinkevičius i Wojciechowski nie chcieli takiej analizy jednak przygotować – mówi poseł. Z drugiej strony komisarz Sinkevičius w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” wskazał na katastrofę na Odrze jako koronny dowód na to, że przyroda potrzebuje odbudowy.
– Istniała obawa, że projekt zostanie odrzucony w całości, zatem to, że zdołali dojść do porozumienia, jest pozytywne. Jednak zwycięstwo jest gorzkie, bo europarlamentarzyści poświęcili wiele kluczowych zobowiązań i celów – mówi Agata Szafraniuk, kierowniczka programu „Ochrona przyrody” z ClientEarth. Wykreślono obowiązek niepogarszania stanu siedlisk, ograniczono odtwarzanie siedlisk lądowych wyłącznie do obszarów Natura 2000, usunięto zapisy o odbudowie ekosystemów rolniczych, w tym cele odbudowy osuszonych torfowisk. Przyjęte stanowisko jest mniej restrykcyjne niż pierwotna propozycja Komisji sprzed roku czy stanowisko Rady UE przyjęte miesiąc temu.
Bioróżnorodność, którą Bruksela chce odbudowywać tak bardzo, że sięga po swój najsilniejszy akt, czyli rozporządzenie, brzmi błaho, ale naukowcy mówią o apokalipsie. – To rozporządzenie jest próbą zrozumienia tego, że bez natury nasza gospodarka nie będzie istnieć – mówi prof. Szymon Malinowski, przewodniczący Komitetu ds. Kryzysu Klimatycznego PAN. – Oprócz kryzysu klimatycznego naszą planetę trawi kryzys bioróżnorodności, który przybiera rozmiary apokaliptyczne – tłumaczy profesor, którego nie dziwi opór europosłów. – Głosowanie przeciwko świadczy o tym, że europosłowie równie słabo sobie zdają sprawę z problemu, jak i protestujący biznes. Zapisy rozporządzenia nakładają na niego ograniczenia i będzie się temu sprzeciwiał. Wyeksploatowaliśmy przyrodę do takiego stopnia, że przestaje się ona odradzać. To zaś zagraża naszej przyszłości, a więc także przyszłości całego biznesu i systemów społeczno-gospodarczych – mówi naukowiec.
Czas na Radę UE
Ochrona bioróżnorodności będzie coraz ważniejsza dla biznesu. – To jest wielki trend, o tym rozmawia G7, to nie jest „wymysł Brukseli” – zauważa Beata Jaczewska, b. wiceminister środowiska. – Wpływ tej propozycji KE na polskie rolnictwo będzie ogromny, zrewolucjonizuje produkcję, ale też wzmocni przewagi, jakie już dziś mają polscy wytwórcy żywności ekologicznej. Wpływ na gospodarkę leśną czy wodną wydaje się korzystny dla wszystkich. Konsekwencje dla polskiego sektora chemii mogą dotyczyć produkcji nawozów. Trudność polega na tym, by zwymiarować, co szkodzi, a co nie. Gdy się myśli o kompleksowym przekształcaniu gospodarki na zieloną, trzeba prowadzić działalność gospodarczą w sposób nieniszczący – mówi Beata Jaczewska.