W marcu inflacja zmalała do 16,1 proc. rok do roku z 18,4 proc. w lutym. Czy znalazła się na drodze, która doprowadzi prosto do celu NBP, czyli 2,5 proc.?
Cel wynosi 2,5 proc. z dopuszczalnymi odchyleniami o 1 pkt proc. Ale wszystko wskazuje na to, że jesteśmy na kursie i na ścieżce obniżania inflacji. Najgorsze chwile mamy za sobą. Trzeba poczekać na kolejne dane, żeby zobaczyć, jak szybko inflacja będzie spadała. Wydaje się jednak, że przedsiębiorcy przestali już podnosić marże. To ważne, bo komponent marżowy w inflacji był większy niż komponent płacowy. Nie widzę dużego zagrożenia dla scenariusza z marcowej projekcji NBP (wskazywała na spadek inflacji do końca roku do około 7 proc. – red.).
Z tym, że inflacja będzie szybko malała, zgadza się zdecydowana większość ekonomistów. Wielu jednak wskazuje, że będzie to głównie efekt korekty cen na rynku energii i surowców rolnych. Tymczasem inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, przyspiesza. W marcu wyniosła 12,3 proc. rok do roku po 12 proc. w lutym. Inflacja nie jest wcale pod kontrolą?
Inflacja jak najbardziej jest pod kontrolą. Głównym jej wskaźnikiem jest CPI – do niego się odwołujemy. W okresie postpandemicznym praktycznie dwukrotnie wzrosła rentowność sprzedaży przedsiębiorstw. Można powiedzieć, że przedsiębiorstwa na wszelki wypadek podniosły ceny bardziej, niż powinny. Ale widać, że te zewnętrzne szoki wygasają, a marże wracają do pewnego stanu równowagi.
Realne płace w Polsce maleją od jesieni ub.r., a mimo to przedsiębiorstwa nie skarżą się na barierę popytu. To sugeruje, że w Polsce utrzymują się wciąż warunki pozwalające firmom na przerzucanie wzrostu kosztów na ceny konsumenckie…
Istnieją, ale się zmniejszają. I to właśnie widać po zachowaniu marż. Od kilku miesięcy widzimy stabilizację marż, a nawet ich delikatny spadek. To oznacza, że bariera popytu już się pojawiła. Wskazuje na to spadek sprzedaży detalicznej.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy w zaleceniach po ostatnim tzw. przeglądzie polskiej gospodarki, przeprowadzonym pod koniec marca, napisał, że NBP powinien być gotowy do podniesienia stóp procentowych, żeby inflacja wróciła do celu do końca 2025 r.
Jako Rada Polityki Pieniężnej jesteśmy gotowi podnosić stopy procentowe, jeśli będzie taka potrzeba. Na razie jej nie widzimy. Sądzimy, że wcześniejsze podwyżki stopy referencyjnej NBP do 6,75 proc. wciąż oddziałują na gospodarkę.
Co musiałoby się stać, żeby RPP uznała podwyżkę stóp za konieczną?
Musiałoby się zdarzyć coś, co kazałoby nam przypuszczać, że ścieżka powrotu inflacji do celu będzie wydłużona. To mogłoby być coś, co podniosłoby gwałtownie oczekiwania inflacyjne, wpłynęło na wzrost płac. Ale na razie cała gospodarka zachowuje się zgodnie z teorią: podniesienie stóp procentowych powoduje osłabienie popytu, spadek PKB i ochłodzenie na rynku pracy – choć na szczęście nie tak silne, żeby spowodować masowe bezrobocie. I to powoduje powrót inflacji do celu. Jak już będziemy blisko, to będziemy mogli myśleć o obniżaniu stóp.