Poniedziałkowa sesja, w trakcie której GPW pokazała, że może sobie radzić lepiej niż inne parkiety Starego Kontynentu, bardzo rozbudziła nastroje inwestorów. Część z nich zdawała się wierzyć, że nasz parkiet może wyrwać się z marazmu, w którym tkwi od kilku miesięcy, mimo że wiodące rynki zachodnioeuropejskie biją historyczne rekordy.
Początek wtorkowych notowań szybko zweryfikował te nadzieje. Brak porozumienia w sprawie restrukturyzacji greckiego zadłużenia (kolejne spotkanie „ostatniej szansy" zaplanowano na piątek) skutecznie schłodził sentyment inwestorów do akcji co przełożyło się na spadki na giełdach, którym poddała się też Warszawa. Szansą na odbicie stały się publikowane przed południem dane o poprawiających się nastrojach inwestorów w Niemczech. Mierzący je Indeks Instytutu ZEW wzrósł w lutym do 53 pkt. z 48,4 pkt. miesiąc wcześniej. Był najwyższy od 12 miesięcy. Zdopingowało to graczy do kupowania akcji europejskich firm dzięki czemu wiodące indeksy zaczęły świecić miłą dla oka zielenią. Optymizm okazał się ulotny. Do głosu ponownie doszli pesymiści, którzy podkreślali, że analitycy liczyli, że ZEW powiększy się do 55 pkt. Losów wtorkowych notowań na Starym Kontynencie nie był w stanie również odmienić początek sesji w Nowym Jorku, gdzie indeksy zaczęły dzień na minusie, m.in. dlatego, że lutowy Indeks New York Empire State (mierzy oczekiwania i perspektywy dla biznesu) spadł do 7,78 pkt. z 9,95 pkt. miesiąc wcześniej. Dlatego przed zamknięciem parkiet niemiecki tracił 0,5 proc., francuski spadał o 0,25 proc. a brytyjski był na poziomie poniedziałkowego zamknięcia.