[i]Anna Słojewska z Brukseli[/i]
Rozmowy o wieloletnim budżecie Unii Europejskiej po 2013 roku zaplanowano na najbliższy unijny szczyt w grudniu. Zapis taki został przyjęty jednogłośnie na ostatnim spotkaniu unijnych przywódców w październiku. Mimo że dyskusja o wieloletnim budżecie rozpoczyna się zazwyczaj z chwilą przedstawienia projektu przez Komisję Europejską, czyli powinna nastąpić w połowie 2011 roku. Jak nieoficjalnie mówili dyplomaci, Polska poparła te postulaty w zamian za obietnicę otwarcia się na nasze postulaty uwzględniania kosztów reformy emerytalnej w dokonywanej przez Komisję Europejską ocenie stanu finansów publicznych.
Teraz jednak rząd Donalda Tuska przestraszył się akcji wywołanej przez premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona i nie chce dopuścić do przyspieszenia budżetowych negocjacji. – W grudniu nie powinno być żadnych zapisów dotyczących przyszłych Wieloletnich Ram Finansowych (oficjalna nazwa budżetu wieloletniego – red.) – mówi „Rz“ Mikołaj Dowgielewicz, sekretarz stanu ds. UE w MSZ. Według niego frakcja brytyjska powinna być zwalczana przez „wszystkich rozsądnych ludzi“ i przywrócony normalny harmonogram prac, z oczekiwaniem na projekt budżetu Komisji Europejskiej w połowie 2011 roku. Do czasu rozpoczęcia szczytu rząd Donalda Tuska zamierza szukać zwolenników takiego rozwiązania, a już w przyszłym tygodniu rozmawiać o sprawie z ministrami francuskimi i niemieckimi na spotkaniu Trójkąta Weimarskiego.
Przyczyną sporu o budżet jest kryzys, który skłania niektórych przywódców do pokazania wyborcom, że szukają oszczędności. – Prawdą jest, że składki do budżetu unijnego są niewielkie w bezwzględnej skali. Ale politycznie trudno byłoby uzasadnić wzrost nakładów w Unii w czasie, gdy trzeba dokonywać oszczędności w domu – mówi „Rz“ Philip Whyte, ekspert londyńskiego Centre for European Reform.
Dlatego pod wpływem brytyjskiego premiera, ale z poparciem Angeli Merkel, w dokumencie końcowym październikowego szczytu zamieszczono paragraf o tym, że zarówno roczny unijny budżet, jak i przyszły wieloletni „powinny odzwierciedlać wysiłki konsolidacyjne państw członkowskich mające na celu sprowadzenie deficytu i długu na bardziej zrównoważoną ścieżkę“. Czyli skoro państwa muszą dokonywać cięć w budżetach narodowych, żeby ich dług publiczny spadł poniżej unijnego maksimum 60 proc. PKB, a deficyt – 3 proc. PKB, to trzeba też zaoszczędzić w kasie unijnej. Cameron jest popierany przez innych płatników netto, takich jak Niemcy czy Francja, ale także przez kraje korzystające z funduszy na rozwój, np. Hiszpanię, Czechy czy Estonię.