Na początku listopada na giełdzie w Bombaju zadebiutuje państwowy koncern węglowy Coal India. Z finalizowanej w tym tygodniu sprzedaży jego akcji indyjski rząd uzyska 152 mld rupii (około 9,6 mld zł), co oznacza, że będzie to największa pierwotna oferta publiczna (IPO) w historii Indii. Do obrotu trafi jednak zaledwie 10 proc. udziałów górniczego giganta mającego niemal monopolistyczną pozycję – reszta pozostanie w rękach skarbu.
Transakcja ta obrazuje powszechne w państwach rozwijających się zjawisko. Z jednej strony procesy prywatyzacyjne nabierają tam rozmachu. Sprzyja temu szeroki strumień kapitału, który od marca 2009 r. niemal nieprzerwanie płynie na rynki wschodzące, windując ceny akcji. Sprzedaż udziałów w państwowych spółkach stała się więc atrakcyjnym sposobem na uzdrowienie finansów publicznych. Z drugiej strony nie zamierzają one pozbywać się kontroli nad firmami uznanymi za strategicznie ważne.
Taki charakter miały największe tegoroczne oferty akcji państwowych spółek z rynków wschodzących. Gdy pod koniec września brazylijski koncern naftowy Petroleo Brasileiro (Patrobras) pozyskał ze sprzedaży akcji równowartość 197 mld zł, część walorów zaoferował rządowi.
W efekcie jego udział w spółce wzrósł z 40 do 48 proc., przy czym już przed transakcją miał on 55,6 proc. głosów na walnym zgromadzeniu.
– To ewidentnie proces odwrotnej prywatyzacji – żalił się Rogerio Freitas, zarządzający aktywami firmy inwestycyjnej Teorica Investimentos. Kontrolę nad sektorem naftowym Brasilia zwiększa, od kiedy w 2006 r. u wybrzeży kraju odkryto złoże ropy naftowej Tupi, największe na zachodniej półkuli. Gdy w ubiegłym roku rozpoczęto jego eksploatację, prezydent Luis Inacio Lula da Silva określił ten moment „drugim odzyskaniem niepodległości”.