Nie niszczyć pamięci RPP

Rynek koncentruje się na najbliższym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej, ale warto zastanowić się czy nie zmienić zasad wybierania jej członków – pisze główny ekonomista banku Citi Handlowy

Publikacja: 02.10.2012 02:00

Nie niszczyć pamięci RPP

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Rada Polityki Pieniężnej właśnie zbiera się na swoim comiesięcznym posiedzeniu, a uczestnicy rynków finansowych wydają się przekonani, że spotkanie to zakończy się obniżką stóp procentowych.

Zwrot w polityce

Jak zwykle w podobnych sytuacjach nic nie jest przesądzone i decyzja o rozluźnieniu polityki monetarnej może zostać odłożona choćby do listopada. Niezależnie jednak od momentu, w którym stopy zostaną obniżone, sama decyzja będzie stanowić istotny zwrot w dotychczasowej polityce RPP. Co więcej, zakończy ona kilkumiesięczny okres, w którym komunikaty i rzeczywiste decyzje władz monetarnych bardzo istotnie odbiegały od oczekiwań uczestników rynków finansowych.

Do sierpnia RPP utrzymywała nieformalne restrykcyjne nastawienie w polityce pieniężnej, sygnalizując, że ryzyko podwyżek jest wyższe niż szanse na obniżki

Warto bowiem przypomnieć, że jeszcze na początku roku część członków RPP sygnalizowała obawy związane z uporczywie wysoką inflacją i w związku z tym opowiadała się za podwyżkami stóp. Oczekiwania rynków finansowych oraz konsensus prognoz ekonomistów różniły się od scenariusza zarysowanego przez przedstawicieli Rady, zakładając raczej obniżki niż podwyżki stóp. Ostatecznie władze monetarne zrobiły to, co zapowiadały, i w maju podniosły stopy o ćwierć punktu procentowego.

Co więcej, do sierpnia RPP utrzymywała nieformalne restrykcyjne nastawienie w polityce pieniężnej, sygnalizując, że ryzyko podwyżek jest wyższe niż szanse na obniżki. Pomimo tych decyzji rynki finansowe pozostały niemal niewzruszone, a dla części inwestorów majowa podwyżka była wręcz zachętą do tego, aby kupić polskie obligacje, licząc na głębsze redukcje stóp. Okazało się, że podwyżka zamiast przekonać inwestorów do scenariusza rysowanego przez RPP, utwierdziła ich w przekonaniu, że z czasem władze monetarne będą zmuszone dostrzec rysujące się już wówczas oznaki spowolnienia i „zredukować koszt kredytu". I choć rynki potrafią często się mylić, tym razem oczekiwania były jak najbardziej uzasadnione. Sugerowane obecnie przez członków RPP obniżki stóp są zdecydowanie bliższe oczekiwaniom rynkowym oraz decyzjom innych banków centralnych.

Jednym głosem, ale wolniej

Toczące się w ostatnich miesiącach dyskusje dotyczące pożądanego kierunku zmian stóp procentowych oraz sam sposób podejmowania decyzji przez władze monetarne uwypukliły kilka istotnych kwestii.

Po pierwsze, w przeciwieństwie do poprzednich kadencji RPP, tym razem władze monetarne wydają się podejmować decyzje oparte na konsensusie składającym się z większej liczby głosów. O ile w poprzedniej Radzie większość wynosiła przeciętnie siedem głosów, o tyle obecna Rada w okresie od 2011 roku przegłosowywała wnioski większością około 8,5 głosu. W praktyce oznacza to, że stosunkowo rzadko decyzje RPP są podejmowane przez grupę osób posiadających niewielką liczebną przewagę. Niektórzy członkowie RPP sugerują, że dążenie do uzyskania wyraźnej większości to zamierzona strategia, która ma za zadanie uwiarygodnienie stanowiska Rady jako opartego na silnym konsensusie.

Trudno ocenić, czy to rzeczywiście efekt przyjętej strategii. Jeżeli tak, to najwidoczniej w niektórych sytuacjach to, co miało być siłą procesu decyzyjnego, może łatwo się stać jego słabością. Budowanie odpowiednio dużej koalicji wymaga bowiem czasu i pewnych ustępstw. Oznacza to, że nawet jeżeli pięciu członków RPP (w tym przewodniczący Rady, który posiada głos decydujący) dostrzega konieczność zmiany stóp lub odejścia od dotychczasowego kierunku polityki monetarnej, może minąć kilka miesięcy zanim do takiej zmiany rzeczywiście dojdzie.

Zdobycie odpowiedniej większości może zająć trochę czasu, a przez to niemal każda zmiana w polityce pieniężnej będzie spóźniona. Ponadto, jeżeli większość członków RPP akceptuje konieczność budowania większych koalicji, sposób głosowania członków nie musi odzwierciedlać ich własnych przekonań o pożądanym poziomie stóp procentowych. A w takiej sytuacji trudno się dziwić, że uczestnicy rynków finansowych mają trudności z przewidzeniem decyzji władz monetarnych.

Nie wszyscy naraz

Drugi i zdecydowanie bardziej istotny wniosek, płynący z ostatnich doświadczeń z polityką pieniężną, dotyczy sposobu powoływania Rady. Otóż zgodnie z prawem kadencje dziewięciu z dziesięciu członków Rady wygasają w niemal tym samym momencie, a więc w tym samym momencie wymieniany jest niemal cały skład RPP.

Oznacza to, że całe doświadczenie i pamięć wcześniejszych decyzji (oraz błędów), które są budowane w ciągu sześciu lat, następnie są wymazywane po zakończeniu kadencji. Nowi członkowie RPP muszą „uczyć się" polityki pieniężnej od początku, co wiąże się z ryzykiem popełniania podobnych błędów. Można na przykład przypuszczać, że władze monetarne pamiętające decyzję o podwyżce stóp w odpowiedzi na szok unijny w 2004 roku nie zdecydowałyby się na zacieśnienie monetarne w maju 2012 roku w odpowiedzi na przejściowe szoki na rynku paliw i żywności.

Temat zmiany składu RPP nie jest szczególnie nowy. Kwestia sposobu powoływania RPP pojawia się regularnie – ostatni raz choćby w 2010 roku, a więc w momencie poprzedniej wymiany składu Rady. Niestety, choć jest to temat powracający, dotychczas nie podjęto prób jego rozwiązania. W podobnych przypadkach w innych krajach stosuje się choćby rotacyjny sposób powoływania nowych przedstawicieli władz monetarnych. Zamiast powoływać wszystkich dziewięciu członków RPP w jednym momencie, możliwe byłoby zazębienie kadencji i wymiana po trzech członków RPP co dwa lata.

Zamiast powoływać wszystkich dziewięciu członków RPP w jednym momencie, możliwe byłoby zazębienie kadencji i wymiana po trzech członków RPP co dwa lata

Dzięki temu zawsze w Radzie byłoby trzech członków z długim doświadczeniem oraz trzech członków z umiarkowanym doświadczeniem w prowadzeniu polityki pieniężnej. Nie wykluczyłoby to błędów w polityce monetarnej, jednak pomogłoby zminimalizować ryzyko związane z utratą pamięci i doświadczeń instytucjonalnych. Dodatkowa, choć wcale nie pewna, korzyść mogłaby być związana z mniejszym ryzykiem wpływu uwarunkowań politycznych na sposób działań członków RPP. Obecnie członkowie Rady są powoływani przez prezydenta oraz obie izby parlamentu praktycznie w tym samym momencie, co zwiększa ryzyko podziałów o charakterze?polityczno-światopoglądowym. W przypadku rotacyjnego powoływania członkowie byliby wybierani do Rady w różnych momentach życia (cyklu) politycznego kraju, co oznaczałoby mniejsze ryzyko, że stanowisko członków powołanych przez jeden z organów (czy to przez Sejm, czy prezydenta) byłoby zdominowane przez te same uwarunkowania polityczne.

Coraz bliżej wyborów

Biorąc pod uwagę, że w 2016 roku dojdzie do zmiany całego składu RPP (dziewięciu członków oraz prezesa NBP), warto pomyśleć już teraz o zmianach w prawie, które ograniczyłyby pojawiające się zagrożenia.

Według Konstytucji RP „w skład Rady Polityki Pieniężnej wchodzą Prezes Narodowego Banku Polskiego jako przewodniczący oraz osoby wyróżniające się wiedzą z zakresu finansów powoływane na 6 lat, w równej liczbie przez Prezydenta Rzeczypospolitej, Sejm i Senat". Z oczywistych względów nie można ograniczyć kadencji obecnych członków RPP, gdyż byłoby to niezgodne z ustawą zasadniczą. Można jednak rozszerzać skład Rady co dwa lata o trzy osoby, po jednej powoływanej przez Sejm, Senat oraz prezydenta RP. W momencie gdy wygasałyby mandaty członków powołanych według dotychczasowych zasad, w Radzie pozostaliby wyłącznie członkowie powołani w sposób rotacyjny. Taka zmiana byłaby zgodna z zapisami konstytucji, a pozwoliłaby na płynne przejście od obecnego modelu do takiego, który ogranicza ryzyko związane z wymianą składu Rady w tym samym momencie.

Zmiana kadencyjności członków RPP wiązałaby się z pewnymi przejściowymi trudnościami. Przede wszystkim w okresie przejściowym RPP musiałaby działać w zwiększonym składzie, co oznaczałoby zachwianie bilansu głosów w Radzie. Biorąc pod uwagę korzyści związanych z powyższymi zmianami, niedogodność ta wydaje się nieznaczna. Ponadto wprowadzenie nowych członków do Rady najlepiej rozpoczynać w drugim roku kadencji RPP, gdyż dzięki temu ostatnia rotacyjna grupa mogłaby zostać powołana do Rady w momencie zakończenia sześcioletniej kadencji poprzedniej RPP.

Ponieważ w przypadku obecnej Rady ten moment już minął (dwa lata kadencji minęły na początku bieżącego roku), dwa inne rozwiązania wydają się warte rozważenia. Po pierwsze, liczba członków RPP mogłaby zostać ograniczona z dziewięciu do sześciu. Wówczas trzech członków mogłoby zostać powołanych w 2013 roku, a kolejnych trzech w 2016 roku, gdy zakończy się obecna kadencja. Po drugie, zakładając utrzymanie liczby członków RPP na niezmienionym poziomie, zmiany w składzie Rady mogłyby zostać wprowadzone począwszy od drugiego roku nowej kadencji RPP, a więc od 2018 roku. Niezależnie od przyjętego rozwiązania warto byłoby pomyśleć o tych zmianach już obecnie.

Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje
Finanse
Revolut przedstawia potężne zyski i ambitne plany. Również dla Polski
Materiał Partnera
Nowe podejście do finansowania - szansa dla Polski
Finanse
Jak Rosja rozlicza się z Chinami bez systemu SWIFT? Ma nowe rozwiązanie
Finanse
Trump ostro krytykuje szefa Fedu. Chce cięcia stóp