„Smak pho”. Wietnamski zwycięzca „Szansy na sukces”

Japonka Mariko Bobrik, absolwentka łódzkiej filmówki zrobiła film o wietnamskich emigrantach w Warszawie. „Smak pho” już w kinach.

Aktualizacja: 16.02.2022 10:38 Publikacja: 08.07.2020 21:00

Than Long Do w roli głównej. Przyjechał na studia na warszawskiej Politechnice w 1989 roku

Than Long Do w roli głównej. Przyjechał na studia na warszawskiej Politechnice w 1989 roku

Foto: mat. pras.

Long jest Wietnamczykiem, szefem kuchni w osiedlowej knajpce. Po śmierci żony-Polki samotnie wychowuje córkę. Dziewczynka dorasta na pograniczu kultury wietnamskiej i polskiej, ale choć ma rysy ojca, chce się zasymilować w środowisku rówieśników. W drodze do szkoły wkłada dżinsy, wyrzuca ze śniadaniówki tradycyjne potrawy przygotowane przez ojca. I mówi mu wprost: „Żyjemy w Europie!”.

Azja, czyli sushi

Spokojny, małomówny Long musi się z tym zmierzyć. Bardzo delikatnie, bo Maja wciąż przeżywa największą traumę jej życia: stratę matki. Long ma też i inne problemy. Zaprzyjaźniony z nim właściciel bistra postanawia na stare lata wrócić do ojczyzny.

Nowy inwestor jest zaś nastawiony wyłącznie na zysk. Przebiera kelnerki w tradycyjne stroje, ale przestaje zwracać uwagę na autentyczność orientalnych smaków. I zamiast wietnamskiej zupy pho każe przygotowywać sushi. Dla niego to jest smak Azji, a zysk – znacznie większy.

A przecież nikt nie potrafi tak jak Long ugotować pho, wkładając w jej przygotowywanie nie tylko kulinarny kunszt, lecz również całą swoją tęsknotę za ojczystym krajem. Zwłaszcza że powrót starego przyjaciela do Wietnamu zmusza Longa do zadania sobie pytań o własne miejsce na świecie.

„Smak pho” Mariko Bobrik to film o niełatwym procesie asymilacji w obcym świecie, związkach z własną kulturą, poszukiwaniu tożsamości. Ale też o relacjach między ojcem i dorastającą córką, o bliskości, samotności, związkach między ludźmi. A do tego reżyserka proponuje jeszcze ciekawy wgląd w życie społeczności wietnamskiej w Polsce. Licznej, bo ocenianej na ok. 30–40 tys. osób. I bardzo zróżnicowanej, bo pierwsi Wietnamczycy przyjeżdżali nad Wisłę na studia jeszcze w latach 60. Ci, którzy zostali, pozakładali rodziny, dziś można już mówić o drugiej, a nawet trzeciej generacji wietnamskich emigrantów. Są grupą pracowitą, dobrze zorganizowaną, wydają własne gazety, tworzą stowarzyszenia.

W Niemczech powstają pasjonujące filmy o życiu tureckich emigrantów. Polskie kino rzadko dostrzega obcych. Przed dekadą powstały dwa filmy o wietnamskiej społeczności w Polsce.

W „Mojej krwi” – fabularnym debiucie Marcina Wrony – mężczyzna, który miał przed sobą niewiele życia, proponował deal młodziutkiej Wietnamce pracującej w barze na Stadionie Dziesięciolecia: ona urodzi jego dziecko, on zapewni jej polskie obywatelstwo.

W „Hanoi-Warszawa” Katarzyny Klimkiewicz Wietnamka przedostawała się do Polski przez zieloną granicę i usiłowała dojechać do Warszawy, do czekającego tam na nią narzeczonego. Ta droga zamieniała się w piekło upokorzeń. A na jej końcu bohaterkę czekało życiowe rozczarowanie.

Kadzidła przy ołtarzyku

Tamte filmy były bardzo dramatyczne. Pełne goryczy i bólu. „Smak pho” jest wielowątkową opowieścią, wolno snutą, prostą, pełną ciepła i różnych smaków jak zupa pho. Jak życie Longa, który wrósł w kawałek swojej Warszawy, ale przecież w domu wciąż pielęgnuje własną tradycję.

Pali kadzidła przy ołtarzyku, który zbudował dla zmarłej żony. Czuje się inny od tych, którzy pędzą do zamożności i nowoczesności, z uporem naprawiając starą, zużytą pralkę. A jest jeszcze w tym filmie refleksja na temat stereotypów i uprzedzeń w stosunku do obcych.

W „Smak pho” trzeba się wciągnąć. Mimo pewnych uproszczeń to film bardzo ciekawy. Może również dlatego, że stworzyli go ludzie, którzy o tyglu kultur wiedzą niemało. Reżyserka Mariko Bobrik jest Japonką, która szkołę średnią skończyła w Wielkiej Brytanii, a na studia przyjechała do łódzkiej filmówki.

Mieszka w Polsce prawie od dwudziestu lat. Tutaj ma dom, rodzinę, pracę. Odtwórca głównej roli Than Long Do żyje w Polsce jeszcze dłużej. Przyjechał na studia na warszawskiej Politechnice w 1989 roku. Niedługo potem, śpiewając piosenkę Trubadurów, wygrał jeden z odcinków „Szansy na sukces” – ex aequo z Justyną Steczkowską. Nie poszedł artystyczną drogą, jest fizykiem, ma firmę, w „Smaku pho” zagrał przekonująco.

Dobrze, że taki film wreszcie w Polsce powstał. To ważny głos w czasach, gdy świat pełen jest emigrantów, z których wielu próbuje odnaleźć się w innych krajach, jednocześnie nie zatracając własnej kultury. I ważny dla nas, bo rzadko takich ludzi dostrzegamy. A oni są i powoli stają się częścią naszego społeczeństwa, wzbogacając naszą kulturę o swoją rodzimą tradycję.

Film
Jakie filmy w konkursie w Berlinie? Poznaliśmy tytuły
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Film
„Świt Ameryki”, czyli czas apokalipsy
Film
Znany pisarz chce odwołania Oscarów. „Neron grał, gdy Rzym płonął”
Film
Trump chce przywrócić wielkość Hollywood. Powołał doradców
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Film
Rekomendacje filmowe. Dwa ważne filmy czyli uczta dla wymagającego widza
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego