"Rzeczpospolita": Związki trwające 45 lat zdarzają się dziś coraz rzadziej.
Charlotte Rampling: Ale się zdarzają. Ja sama długo, bo 20 lat, byłam żoną Jeana-Michela Jarre'a, a w obecnym związku jestem od 17 lat. Małżeństwo mojego partnera z „45 lat" Toma Courtenaya trwa od trzech dekad. Oboje więc znamy ten rodzaj więzi, jaki wytwarza się między ludźmi, którzy razem przeżywają życie. Wiemy, co kryje się w ich słowach, wypowiedzianych i niewypowiedzianych.
I myśli pani, że inna miłość, która zdarzyła się pół wieku wcześniej, może mieć wpływ na taką więź?
Widzę, że pani w to nie wierzy. Szczerze? Ja też nie. Ale moja bohaterka odpowiedziałaby na to pytanie twierdząco. Może zresztą nie chodzi tu o nią. Raczej o jej męża. O to, że przez lata nie powiedział o swojej pierwszej, wielkiej miłości, która zginęła w górach. I że po tylu latach wspomnienia wracają z taką siłą. Kobieta zaczyna zadawać sobie różne pytania. Czy to, co było między nimi, nie zrekompensowało mu nigdy tamtej straty? I czy zna człowieka, z którym spędziła życie? Czy można, tak naprawdę, poznać innego człowieka?
Ze starych zdjęć pani bohaterka dowiaduje się, że tamta kobieta była w chwili śmierci w ciąży.
Może to właśnie ma dla niej największe znaczenie? Filmowa para jest bezdzietna. Mam dzieci, więc nie poznałam osobiście uczuć kobiety, która dziecka nie ma. Pomyślałam jednak, że może ta zadra boli ją najbardziej. Choć przyznaję, że moja bohaterka jest dla mnie trochę zagadką.
To co sprawiło, że przyjęła pani tę rolę?
Ciekawie jest mierzyć się z tajemnicą. Z nieznanym. Wzruszyło mnie również to, że młody reżyser Andrew Haigh stawia przed kamerą dwoje 70-latków. Człowiek w wieku mojego syna chce się dowiedzieć, jakie może być życie w moim wieku.