„Wciąż jestem w podróży i nie oglądam się wstecz” — powiedział w Berlinie 81-letni Martin Scorsese, zapowiadając, że po „Czasie krwawego księżyca” nie chce osiąść na laurach, jakby chciał podkreślić, że nagroda za całokształt twórczości nie jest zwieńczeniem jego twórczej działalności. Wyjawił, że pracuje nad kilkoma nowymi projektami, a najbliższym będzie zapewne film o życiu Chrystusa.
Wręczając Scorsesemu honorowego Złotego Niedźwiedzia Wim Wenders nazwał swojego przyjaciela „królem kina” dodając, że przez ponad pół wieku swojej pracy Scorsese stał się prawdziwą marką. W swojej laudacji Wenders wspominał początki ich przyjaźni. Był rok 1978, niemiecki reżyser natknął się na Scorsese i Isabellę Rossellini na szosie w Monument Valley, gdy oboje wracali z festiwalu Telluride do Los Angeles. Złapali gumę, a w wynajętym samochodzie nie było zapasowej opony. Wenders zawiózł ich do najbliższego miasteczka. W czasie berlińskiej uroczystości niemiecki reżyser pokazał zdjęcia z tamtego czasu. „Drogi Marty – powiedział. – Nie mogę uwierzyć, że 46 lat później jesteśmy tutaj razem”.
Czytaj więcej
„Strefa interesów” Jonathana Glazera uhonorowa BAFTĄ dla filmu brytyjskiego i dla filmu nieangielskojęzycznego
Sam Scorsese mówił o ważnej roli, jaką odgrywają festiwale filmowe. Wspomniał, jak wielkie znaczenie miał w 1969 roku dla niezależnych filmowców amerykańskich berliński Srebrny Niedźwiedź za „Pozdrowienia” Briana de Palmy. — To pomogło otworzyć drogę filmowcom takim jak Brian, Jim McBride, Phil Kaufman czy ja, sprawiło, że studia zaczęły nas poważnie traktować — tłumaczył.