"Moja zbrodnia": #metoo sprzed wieku

W „Mojej zbrodni” François Ozon bawi się kinem i systemem sprawiedliwości. Isabelle Huppert stworzyła mocną kreację jako morderczyni.

Publikacja: 04.08.2023 03:00

Nadia Tereszkiewicz (Madeleine) i Rebecca Marder (Pauline). „Moja zbrodnia” już w kinach

Nadia Tereszkiewicz (Madeleine) i Rebecca Marder (Pauline). „Moja zbrodnia” już w kinach

Foto: materiały prasowe

Krytycy nazywają „Moją zbrodnię” komedią post#metoo. Coś w tym jest, choć François Ozon luźno nawiązuje do sztuki George’a Berra i Louisa Verneuila z 1934 roku.

Akcja jego filmu toczy się w latach 30. XX wieku. Młoda aktorka Madeleine mieszka z przyjaciółką – prawniczką. Dziewczynom nie wiedzie się. Zawodowo stoją kiepsko, właściciel lokalu żąda zapłacenia zaległego czynszu, a perspektyw żadnych nie widać. Ale Madeleine spotyka się z producentem i liczy, że dostanie świetną rolę w teatrze. Tymczasem on proponuje jej jakiś ogon, a pensję chce płacić za dwa spotkania tygodniowo w swojej sypialni.

Czytaj więcej

„Peter von Kant”. Władza miłości

Madeleine ucieka, ale niedługo potem producent zostaje zamordowany strzałem w głowę i podejrzenie pada na nią. Tę sytuację postanawia wykorzystać Pauline, broniąc przyjaciółkę przed sądem.

Prowokujący reżyser

Obie dziewczyny świadomie odgrywają przedstawienie w stylu #metoo sprzed wieku. Zapada wyrok uniewinniający, a dzięki sądowemu spektaklowi obie stają się sławne. Madeleine zostaje gwiazdą, Pauline – rozrywaną adwokatką. I tak jest do momentu, gdy zjawia się stara aktorka kina niemego, prawdziwa morderczyni, która uważa, że to powodzenie i sława należą się jej. – O takim filmie myślałem od początku pandemii, gdy potrzebowaliśmy wszyscy trochę uśmiechu – mówi reżyser w wywiadach.

François Ozon jest twórcą nieprzewidywalnym. Jego filmy są pełne intelektualnej prowokacji i wolności, ale też subtelności w opowiadaniu o uczuciach. Powracają w nich podobne motywy: rodzina, inność, dylematy tworzenia, życie na pograniczu prawdy i kłamstwa, rzeczywistości i fikcji.

Czytaj więcej

Ozon. Mistrz intelektualnych prowokacji

Ozon często zresztą obnaża własne lęki. Jest gejem i niejednokrotnie opowiadał na ekranie o homoseksualnej miłości, może najbardziej otwarcie w „Lecie 85”. Stale też powraca do tematu odchodzenia, śmierci, jak w znakomitym „Franzu” o rodzicach, którzy stracili na wojnie syna, w „Czasie, który pozostał”, poruszającej historii młodego mężczyzny, który dowiaduje się, że ma przed sobą niewiele życia. A we „Wszystko poszło dobrze” staremu bohaterowi pozwala na eutanazję – świadomy wybór momentu śmierci.

Ozon zmienia też styl. Umie opowiadać supernowocześnie i bawić się formą, jeden z filmów („5x2”) zamknął w pięciu epizodach – od końcowej sceny rozwodu cofał się aż do początku znajomości pary, śledząc pojawiające się rysy w tym związku. Potrafi imitować dawne konwencje. W „Mojej zbrodni” oddaje hołd amerykańskim komediom z lat 30.

Urok starego kina

– Kręcąc ten film, myślałem o dziełach Ernsta Lubitscha czy Franka Capry, które miały świetne dialogi oraz szybkie tempo i często działy się w Paryżu. Producenci uważali, że dość pruderyjni Amerykanie szybciej zaakceptują opowieści o miłostkach i zdradach, jeśli będą działy się w słynącej z obyczajowej tolerancji Francji – mówi reżyser.

Czytaj więcej

Francois Ozon. Frantz, czyli kłamstwo daje nadzieję

W „Mojej zbrodni” Ozon znów bawi się tak jak kiedyś w musicalowych „8 kobietach”. Jednak nadając obrazowi i aktorom rys „starego, eleganckiego kina”, robi aluzje do współczesności, do sytuacji kobiet. Do traktowania ich jak obiekty seksualne i napastowania. Zamordowany producent przypomina Harveya Weinsteina.

Jednak Ozon nie proponuje manifestu #metoo. Pokazuje bunt, ale też przebiegłość osób „słabej płci”, które dość bezceremonialnie wykorzystują feministyczne hasła do robienia kariery. A przy okazji kpi sobie z francuskiego systemu sprawiedliwości. Nieważne, kto jest sprawcą, ważne, by ktoś został oskarżony i skazany.

Ozon kocha aktorskie legendy. W „Mojej zbrodni” powrócił do Isabelle Huppert, która stworzyła mocną, celowo przerysowaną kreację prawdziwej morderczyni, dawnej gwiazdy kina niemego, która nie może się pogodzić z tym, że na „jej” zbrodni karierę robią dwie młokoski. A dołączają do niej robiąca ostatnio wielką karierę Nadia Tereszkiewicz (m.in. „Forever Young” Tedeschi, „Tylko zwierzęta nie błądzą” Molla) i bardzo ciekawa Rebecca Marder. Poza nimi przez ekran przewija się cała plejada aktorów z Fabricem Luchinim, André Dussollierem i komikiem Danym Boonem na czele.

„Moja zbrodnia” nie zapisze się w historii francuskiej sztuki filmowej. Ale ten pastisz dawnego kina amerykańskiego ma wdzięk i wśród beztroskiej rozrywki zadaje kilka podstawowych pytań, czym są prawda i fałsz w życiu społecznym. A to już dużo.

Krytycy nazywają „Moją zbrodnię” komedią post#metoo. Coś w tym jest, choć François Ozon luźno nawiązuje do sztuki George’a Berra i Louisa Verneuila z 1934 roku.

Akcja jego filmu toczy się w latach 30. XX wieku. Młoda aktorka Madeleine mieszka z przyjaciółką – prawniczką. Dziewczynom nie wiedzie się. Zawodowo stoją kiepsko, właściciel lokalu żąda zapłacenia zaległego czynszu, a perspektyw żadnych nie widać. Ale Madeleine spotyka się z producentem i liczy, że dostanie świetną rolę w teatrze. Tymczasem on proponuje jej jakiś ogon, a pensję chce płacić za dwa spotkania tygodniowo w swojej sypialni.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Złoty Lew dla „W pokoju obok” Pedro Almodóvara. Tragedia nagrodzonej za rolę kobiecą Nicole Kidman
Film
Michael Keaton wraca do prawdziwego nazwiska. Jak nazywa się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe: Tim Burton i Yorgos Lanthimos – dwaj mocarze dzisiejszego kina
Film
Wenecja 2024: Zbrodnie dyktatury i resentymenty
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Film
„Joker: Szaleństwo we dwoje”. Todd Phillips porusza ryzykowne tony
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki