Ma na imię Alexandre. Jest wziętym architektem. Przystojny, zamożny, pełen fantazji, umie zabiegać o kobietę. Ma miły, głęboki głos, poczucie humoru, dystans do siebie. Z Diane umawia się przez telefon. Widział, jak w barze, po kłótni z jakimś mężczyzną, zostawiła aparat na stole. „Dlaczego od razu mi go nie oddałeś?" — pyta dziewczyna. „Wtedy byś się ze mną nie umówiła" — odpowiada. Bo drobiazg: Alexandre ma 136 cm wzrostu.
Był kiedyś żonaty, ale żona odeszła. Dorosły syn daje mu wiele miłości, traktuje nie tylko jak ojca, ale i jak przyjaciela. Mały mężczyzna jest popularny, ale tęskni za prawdziwą bliskością. „Wszyscy cię lubią" — mówi Diane. „Tak, wszyscy. czyli nikt" — odpowiada.
Podrywa Diane najpiękniej jak umie. Stale ją czymś zaskakuje. Pierwszy w życiu skok ze spadochronem. Kolacja w zamkniętym, oryginalnym klubie. Elegancka dyskoteka. Kino. Wielkie przyjęcie w ogrodzie własnego domu. Wszystko, żeby sprawić kobiecie przyjemność.
Ale co z tego? Diane wygląda przy nim jak olbrzymka, kupuje mu sweter w sklepie dla jedenastolatków. Ludzie oglądają się za dziwną parą, były mąż, dziś wspólnik z tej samej kancelarii adwokackiej, wydyma usta: „Jesteś z karłem?".
„Facet na miarę" Laurenta Tirarda część francuskich recenzentów porównuje do „Nietykalnych". W obu filmach chodzi o to samo: niepełnosprawność i inność nie wykluczają szczęścia. Jednak film Oliviera Nakache'a i Erica Toledano opierał się na autentycznej historii przyjaźni ludzi wyrzuconych na margines: sparaliżowanego po wypadku milionera i czarnoskórego chłopaka z wyrokiem sądowym. To była tragedia i prawdziwa walka o barwy życia.