Lincz – publicystyczny film o samosądzie

„Lincz" – publicystyczny film o bulwersującym samosądzie. Od piątku w kinach

Publikacja: 09.05.2011 20:23

"Lincz"; I.Kuna, fot. M.Makowski

"Lincz"; I.Kuna, fot. M.Makowski

Foto: materiały prasowe

Barbara Hollender

To się zdarzyło naprawdę. 1 lipca 2005 roku chłopi z Włodowa zabili człowieka, który terroryzował okolicę.

Czytaj więcej Młode Kino

Józef Ciechanowicz po wyjściu z więzienia biegał po wsi z tasakiem, groził jej mieszkańcom, prześladował kobiety. Policja nie reagowała. Ani na kolejne zgłoszenia i prośby o pomoc, ani na zeznania ofiary zranionej przez psychopatę.

Wtedy pięciu mężczyzn z kijami, szpadlami i łomami stanęło naprzeciw uprzykrzającego im życie recydywisty. Sprawa o pobicie ze skutkiem śmiertelnym przewijała się przez sądowe wokandy ponad pięć lat.

Zobacz fotosy z filmu

Krzysztof Łukaszewicz precyzyjnie odtworzył w "Linczu" wszystkie okoliczności, jakie doprowadziły do samosądu. Prześledził kolejne stadia procesów i apelacji.

W retrospekcjach pokazał narastającą we wsi atmosferę zagrożenia i strachu. Poczucie bezkarności i siły, jakie miał człowiek terroryzujący wieś. A wreszcie – obojętność i niewydolność systemu sprawiedliwości.

Na świecie powstają filmy oparte na faktach z czołówek gazet. Czasem artyści potrzebują czasu, by nabrać dystansu, jak to było w przypadku ataku na World Trade Center. Czasem projekty filmowe rodzą się natychmiast: Mark Boal, nagrodzony Oscarem scenarzysta "The Hurt Locker. W pułapce wojny" zmienia scenariusz o polowaniu sił amerykańskich na Osamę bin Ladena.

W Polsce głośne sprawy, którymi żyło całe społeczeństwo, też trafiają na ekran. Krzysztof Krauze zrobił filmy o śmierci Stanisława Pyjasa ("Gry uliczne") i zabójstwie gangsterów przez dwóch szantażowanych przez nich młodych biznesmenów ("Dług").

Leszek Wosiewicz wykorzystał w "Rozdrożu Cafe" historię napadu na Kredyt Bank, a Paweł Sala nakręcił "Matkę Teresę od kotów" zainspirowany zbrodnią dwóch braci, którzy zabili matkę.

Ostatnio powstaje też TVN-owski cykl "Prawdziwe historie". Emitowane były m.in. opowieści o porwaniu Krzysztofa Olewnika ("Krzysztof"), o tragicznej wyprawie w góry uczniów tyskiego liceum ("Cisza") czy katastrofie w kopalni Halemba ("Laura").

To interesujące propozycje telewizyjne, nie mają jednak siły kina artystycznego. Są raczej rekonstrukcją wydarzeń. Dokładną i rzetelną, ale daleką od tego, czego oczekujemy od kina z ambicjami.

"Lincz" powiela tę formułę. Przypomina solidny reportaż, którego autor chce naświetlić przebieg konfliktu. Ale w chęci oddania całej prawdy Krzysztof Łukaszewicz wpada w pułapkę.

Film zaczyna przypominać telewizyjne programy "997" czy "Detektywi" połączone ze "Sprawą do reportera". Jednocześnie wszystko tu czarno-białe. Grany przez Wiesława Komasę terroryzujący wieś Zaranek jest wcielonym złem. Bezdusznym psychopatą. Z zimną krwią zabiera starej babci emeryturę, rozbija butelkę na głowie kobiety. Nie wiemy jednak, skąd się wziął. Kim był? Co czuje? Gdzie mieszka i jak żyje? Jest znikąd.

Niewiele więcej mamy informacji o jego zabójcach – braciach Gradach. Czym dla nich, zwyczajnych ludzi, jest zbrodnia, jaką popełnili? Czego nie mogą znieść: perturbacji w życiu, sądu, więzienia czy wyrzutów sumienia? Przecież tragizm ich sytuacji nie polega wyłącznie na tym, że prawo uznaje ich czyn za przekroczenie obrony koniecznej.

Po festiwalu w Koszalinie, gdzie "Lincz" zdobył Wielkiego Jantara, krytycy porównywali film Łukaszewicza do "Długu" Krzysztofa Krauzego.

Jednak "Dług" był jednocześnie opowieścią o spirali zła, niósł bezlitosną prawdę o czasach, w których motorem napędowym stały się pieniądze. I głęboko wchodził w psychikę bohaterów. Dzięki temu stał się ważnym wydarzeniem artystycznym.

"Lincz" ma walor głównie publicystyczny i społeczny. Nie zaskakuje oryginalną obserwacją, nie pomaga zrozumieć tego, co kryje tragedia we Włodowie. Pokazuje solidarność mieszkańców z oskarżonymi, ale nie próbuje przyjrzeć się życiu wsi po zbrodni.

Stanisław Różewicz namawiał zawsze młodszych kolegów-reżyserów, by łamali schematy, zaglądali pod podszewkę zdarzeń.

"Każda moneta ma dwie strony" – przypominał. Szkoda, że nikt nie podszepnął tej rady autorowi "Linczu".

Barbara Hollender

To się zdarzyło naprawdę. 1 lipca 2005 roku chłopi z Włodowa zabili człowieka, który terroryzował okolicę.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP
Film
To oni ocenią filmy w konkursach Mastercard OFF CAMERA 2025!