Tekst z tygodnika "Uważam Rze"
Oto bezkompromisowym dziennikarzom TVN udało się dotrzeć do zeznań świadków, którzy słyszeli, jak polscy żołnierze namawiali się w krzakach, twierdząc, że są „debeściakami" i „dadzą szkopom do wiwatu". Po czym napadli na niemiecką radiostację w Gliwicach. Przejawy zoologicznej antyniemieckości oraz agresji ze strony Polaków zanotowano także w wielu innych miejscach. Dlaczego do tej pory świadkowie milczeli? Wobec tradycyjnej polskiej ksenofobii bali się ujawnić prawdę. Teraz ich zeznania przekazali potomkowie, ze zrozumiałych względów nie ujawniając nazwisk. Wiarygodność potwierdzili eksperci. Cóż, znów więc musimy stanąć twarzą w twarz z trudną prawdą o nas, Polakach. Że także i to nasza wina.
Azjatycka buta
Upiorny żart? Tak, jeszcze przez jakiś czas. Ale nie ma pewności jak długo. Idę o zakład, że w ciągu 10 lat kwestia przyczyn II wojny zostanie oświetlona na nowo. Pojawią się nowe interpretacje odważnie przełamujące stereotypy, odrzucające tabu i ujawniające masową niechęć Polaków do swych niemieckich sąsiadów. Propaganda XX w. była potężna. Ale propaganda wieku XXI – dokładnie jak przewidział George Orwell – może wszystko.
Gdy 17 września 1939 r. armia sowiecka wkroczyła do Polski, „by chronić braci Białorusinów i Ukraińców", poza pożytecznymi idiotami nikt nie uwierzył w pełne azjatyckiej buty kłamstwo mające usprawiedliwiać agresję na wolny kraj. Ale gdy 7 lipca 2008 r. okryta hańbą agresji na Afganistan i ludobójstwa w Czeczenii rosyjska armia wkroczyła do Gruzji, „by chronić braci Osetyńców", w kłamstwo agresorów uwierzył już niemal cały świat. Albo zawzięcie udawał, że wierzy. Co jeszcze gorsze.
Sztuka wojenna rozwija się przez wieki, brutalizuje, mechanizuje. Ale „sztuka" propagandy rozwija się znacznie szybciej. Zdawałoby się, że pluralizacja i demokratyzacja mediów, fakt, że niemal każdy może być dziś źródłem rozsiewanych masowo informacji, że ta mnogość impulsów zablokuje możliwość totalitarnego kłamstwa. A jednak jest inaczej. Owszem, internetowa wolność sprawia propagandowej machinie pewne kłopoty, ale jej bynajmniej nie zatrzymuje. Raczej prowokuje butę i bezczelność, bo wobec konkurencyjnych źródeł informacji wygrywa ten, kto dociera najsilniej i najszerzej, poparty autorytetem instytucji uzurpujących sobie monopol na wiarygodność. Gdy agresor jest ulubieńcem mediów, a jego ofiara politycznie niepoprawna, światowe medialne sieci i podążające za nimi setki telewizyjnych stacji wkładają ludziom do głów wersję podyktowaną przez agresora.