Michael Haneke pokazał Miłość – to wydarzenie w Cannes

Dla takich wspaniałych filmów jak „Miłość” warto przyjeżdżać na festiwal

Publikacja: 21.05.2012 09:04

Michael Haneke po raz kolejny chce walczyć o Złotą Palmę

Michael Haneke po raz kolejny chce walczyć o Złotą Palmę

Foto: AFP

Barbara Hollender z Canne

s

Wyszłam z kina ze ściśniętym gardłem. Najnowszy film nagradzanego już kilkakrotnie w Cannes – za „Białą wstążkę", „Ukryte" czy „Pianistkę" – Austriaka Michaela Hanekego jest dla mnie arcydziełem.

Stare, paryskie mieszkanie, fortepian, półki z książkami, na stoliku rozrzucone gazety. I dwoje starych ludzi, którzy przeżyli ze sobą całe życie. Oboje byli muzykami, podobnie jak ich mieszkająca w Londynie córka.

Opowieść o powolnym odchodzeniu

Po wspólnie spędzonych latach stale jeszcze potrafią ze sobą rozmawiać na każdy temat. Właśnie wrócili z koncertu. Następnego dnia rano, przy śniadaniu, kobieta na chwilę straci kontakt z rzeczywistością. Po kilku minutach świadomość jej wróci. Potem jednak starsza pani trafi do szpitala.

Po wylewie bohaterka „Miłości" będzie prawostronnie sparaliżowana, ale poprosi męża: „Obiecaj, że już nigdy więcej mnie tam nie oddasz". Kiedy przyjdzie następny atak choroby, która przykuje ją do łóżka, odrze z godności, przyniesie potworne cierpienie, mąż dotrzyma obietnicy.

Haneke zrobił film o powolnym odchodzeniu, ale przede wszystkim o miłości i odpowiedzialności.

W jednej z pierwszych scen sparaliżowana kobieta mówi do męża: „Nie chcę tak żyć". Potem będzie coraz mniej kontrolowała własne ciało, ale on będzie przy niej trwał. Z anielską cierpliwością, ogromnym hartem. Tak jak się jest przy człowieku, którego się kocha.

– Każdy musi się kiedyś skonfronować z taką sytuacją – zwierzał się po pokazie swego filmu Michael Haneke. – Odchodzą nasi dziadkowie, rodzice, czasem ktoś, z kim spędziliśmy wiele lat, czasem dziecko. Ja sam niedawno skończyłem 70 lat i też takie trudne chwile przeżyłem i nadal przeżywam. I chciałem o tym opowiedzieć. Mając 30 lat, myśli się o narodzinach miłości, w moim wieku – o miłości, która odchodzi na zawsze.

Film Hanekego toczy się w jednym mieszkaniu. Czasem odwiedza chorą matkę córka, czasem przychodzi pielęgniarka, a czasem sąsiad przyniesie zakupy. Albo przez okno wleci gołąb.

Przez cały czas są na ekranie jednak oni. Starzy ludzie o pięknych twarzach. Mężczyzna, który karmi żonę, ubiera, czule głaszcze po ramieniu, rozmawia i całuje w nieruchomą dłoń. I wreszcie ocali ją od dalszych cierpień i upokorzeń.

Dwie legendy francuskiego kina

Ten film, niemal bez akcji, wbija w fotel, nie pozwala nawet na chwilę się zdekoncentrować. Może dlatego, że nie ma w nim ani jednej nieprawdziwej sytuacji, fałszywie brzmiącej rozmowy, zbędnego słowa i gestu. No i są oni: dwie legendy francuskiego kina. 81-letni Jean-Louis Trintignant i 85-letnia Emmanuelle Riva. Przystojny bohater „I Bóg stworzył kobietę", „Kobiety i mężczyzny", „Mojej nocy u Maud". I fascynująca aktorka z legendarnej dziś „Hiroshimy – mojej miłości", Resnais'go, która w 1959 r. dała początek nowej fali w kinie francuskim. Oboje znani też z trylogii („Niebieski", „Biały", „Czerwony") Krzysztofa Kieślowskiego. Ich obecne role w „Miłości" zapiszą się w historii kina.

Michael Haneke słynie z oszczędnego, pełnego dystansu stylu filmowania. W „Miłości" też nie wzrusza na siłę. Tylko skąd u widza bierze się potem to cholerne pieczenie w gardle?

Niebezpieczna wolność

Laureat Złotej Palmy sprzed pięciu lat rumuński reżyser Cristian Mungiu w filmie „Za wzgórzem" również opowiada o uczuciu – tym razem dwóch dziewczyn wychowanych w sierocińcu. Voichita jest zakonnicą. Alina, która wylądowała w rodzinie zastępczej, odwiedza ją w prawosławnym klasztorze o surowej regule.

– Kilka lat temu przeczytałem artykuł o kobiecie, która przyjechała do koleżanki żyjącej w monastyrze i po kilku tygodniach zmarła po „egzorcyzmach", jakim ją tam poddano – mówił w Cannes Mungiu.

Alina jest w klasztorze obca. Inna niż zakonnice: zagubiona w świecie, nieszczęśliwa i samotna, ale wolna. A więc niebezpieczna.

Alina próbuje skruszyć posłuszeństwo przyjaciółki wobec władz zakonnych. Staje się więc w tym zamkniętym świecie uosobieniem grzechu i zła. Osobą, z której ciała trzeba wypędzić szatana.

W nagrodzonych Złotą Palmą „4 miesiącach, 3 tygodniach i 2 dniach" Mungiu opowiadał o wywierającym presję na człowieka reżimie państwowym. Pokazał wówczas przygnębiający obraz Rumunii za rządów Ceausescu. Teraz mówi o totalitarnej władzy Kościoła.

W „Za wzgórzem" czuje się bunt wobec instytucji, która odbiera człowiekowi wolną wolę. Historia dramatu dwóch młodych kobiet jest równie ważna jak to wszystko, co je otacza, co ukształtowało ich mentalność i sposób myślenia. Ale w tle tej historii jest delikatna opowieść o miłości i potrzebie bliskości dwóch kobiet.

Niestety, tym razem rumuński zdobywca Złotej Palmy sprzed pięciu lat nuży widza w Cannes. Nie panuje na opowieścią trwającą 2,5 godziny. Twierdzi, że i tak skrócił film o 40 minut, które były dla niego ważne. Gdyby wyrzucił godzinę i 40 minut, wyszłoby to jednak filmowi na dobre.

Film Mungiu, choć ciekawy, jest wykalkulowany. Haneke dociera do najgłębszych pokładów naszej wrażliwości. Zbolałych oczu Rivy i pełnego miłości i rozpaczy spojrzenia Jeana-Louisa Trintignanta nie sposób zapomnieć.

Barbara Hollender z Canne

s

Pozostało 99% artykułu
Film
Złoty Lew dla „W pokoju obok” Pedro Almodóvara. Tragedia nagrodzonej za rolę kobiecą Nicole Kidman
Film
Michael Keaton wraca do prawdziwego nazwiska. Jak nazywa się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe: Tim Burton i Yorgos Lanthimos – dwaj mocarze dzisiejszego kina
Film
Wenecja 2024: Zbrodnie dyktatury i resentymenty
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Film
„Joker: Szaleństwo we dwoje”. Todd Phillips porusza ryzykowne tony
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki