Scenariusz „Pokłosia" (wtedy nosił on tytuł „Kadisz") Władysław Pasikowski napisał w 2005 roku, niedługo po ukazaniu się „Sąsiadów" Jana Tomasza Grossa. Ale producenci nie byli wówczas w stanie zebrać funduszy. Padały argumenty, że temat jest „antypolski". Szansa na zrobienie filmu pojawiła się sześć lat później. Bo dzisiaj silniej czujemy potrzebę zrewidowania naszego stosunku do historii. Twórcy odchodzą od jej sienkiewiczowskiej wersji „ku pokrzepieniu serc" i opowieści o heroizmie. Pokazują meandry dziejów i złożoność losów. Próbują też uczciwie rozliczyć się z własnych grzechów.
Bohater „Pokłosia", Józef Kalina mieszka we wsi na krańcach Kielecczyzny. Jego brat Franek prawie ćwierć wieku wcześniej wyemigrował do Ameryki. Ale po latach wraca. I widzi, że Józek obsesyjnie ocala żydowskie macewy, które wykopuje z drogi, wynajduje w gospodarstwach sąsiadów, nawet w kościele. Robi to ze zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości, a jednak staje się we wsi czarną owcą. Franek staje po stronie brata. Razem odkrywają prawdę o wydarzeniach, o których nigdy głośno się we wsi nie mówiło. Tu ludzie mieszkają w pożydowskich domach i nie wspominają o tym, co stało się w czasie wojny. Może tylko jedna stara wariatka wygadywała kiedyś o jakiejś chałupie, w której żywcem zostali spaleni Żydzi. I o tym, że nie było przy tym Niemców.
Historia odzyskana
„Pokłosie" dotyka trudnego tematu pogromów żydowskich w czasie II wojny światowej, a Pasikowski mówi, że zrobił je „ze wstydu". Nie jest jednak prawdą, że filmowcy od tego tematu uciekali. W Polsce powstało kilka znaczących dokumentów opartych na tym samym pomyśle co „Pokłosie". W „Obcym VI" Borysa Lankosza – opowieści o poczuciu winy i o pamięci – młody Żyd trafiał do wsi, z której zniknęli jego przodkowie. W poruszającym dokumencie Pawła Łozińskiego z 1992 roku „Miejsce urodzenia" pisarz i eseista żydowskiego pochodzenia Henryk Grynberg wraca w rodzinne strony, do wsi Radoszyna. Chodzi od domu do domu, rozmawia z ludźmi. Odkrywa potworny, wojenny dramat swojej rodziny. Historię małego brata, ze strachu wydanego Niemcom na śmierć, i ojca – zabitego przez wieśniaków, którzy przywłaszczyli sobie jego krowy. Grynberg odnajduje szczątki ojca zakopane na polu. Opiera głowę o przydrożny płot. Bezgłośnie płacze. Wieś patrzy na to w ciszy. Pasikowski w „Pokłosiu" odnosi się do tego filmu, cytuje nawet niektóre sceny. Także w fabule Anka i Wilhelm Sasnalowie („Z daleka widok jest piękny") czy Przemysław Wojcieszek („Sekret"), nawiązywali już do podobnych wydarzeń. Ale oni zadawali trudne pytania, zostawiali niedopowiedzenia, kazali widzowi domyślać się prawdy. Pasikowski wali obuchem.
Polski thriller
Cieszę się, że film taki jak „Pokłosie" powstał. Odważny, bolesny. Twórca „Psów", jak Sasnalowie i Wojcieszek, opowiada o wymazywaniu z pamięci niechlubnych epizodów historii. Pokazuje nie tylko przeszłość, lecz również, a może przede wszystkim – dzień dzisiejszy. Każe rozliczyć się z tym, co było, także po to, by móc pójść dalej.