Pokłosie - recenzja filmu

W "Pokłosiu" Władysław Pasikowski opowiada o traumach polskiej historii, sięgając po gatunek thrillera. Nie unika jednak uproszczeń i dosłowności - pisze Barbara Hollender

Publikacja: 09.11.2012 07:09

"Pokłosie"; reż. Władysław Pasikowski; fot. Apple Film Production/Marcin Makowski dystr. Monolith Fi

"Pokłosie"; reż. Władysław Pasikowski; fot. Apple Film Production/Marcin Makowski dystr. Monolith Films

Foto: Monolith films

Scenariusz „Pokłosia" (wtedy nosił on tytuł „Kadisz") Władysław Pasikowski napisał w 2005 roku, niedługo po ukazaniu się „Sąsiadów" Jana Tomasza Grossa. Ale producenci nie byli wówczas w stanie zebrać funduszy. Padały argumenty, że temat jest „antypolski". Szansa na zrobienie filmu pojawiła się sześć lat później. Bo dzisiaj silniej czujemy potrzebę zrewidowania naszego stosunku do historii. Twórcy odchodzą od jej sienkiewiczowskiej wersji „ku pokrzepieniu serc" i opowieści o heroizmie. Pokazują meandry dziejów i złożoność losów. Próbują też uczciwie rozliczyć się z własnych grzechów.

Zobacz fotosy z filmu

Bohater „Pokłosia", Józef Kalina mieszka we wsi na krańcach Kielecczyzny. Jego brat Franek prawie ćwierć wieku wcześniej wyemigrował do Ameryki. Ale po latach wraca. I widzi, że Józek obsesyjnie ocala żydowskie macewy, które wykopuje z drogi, wynajduje w gospodarstwach sąsiadów, nawet w kościele. Robi to ze zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości, a jednak staje się we wsi czarną owcą. Franek staje po stronie brata. Razem odkrywają prawdę o wydarzeniach, o których nigdy głośno się we wsi nie mówiło. Tu ludzie mieszkają w pożydowskich domach i nie wspominają o tym, co stało się w czasie wojny. Może tylko jedna stara wariatka wygadywała kiedyś o jakiejś chałupie, w której żywcem zostali spaleni Żydzi. I o tym, że nie było przy tym Niemców.

Historia odzyskana

„Pokłosie" dotyka trudnego tematu pogromów żydowskich w czasie II wojny światowej, a Pasikowski mówi, że zrobił je „ze wstydu". Nie jest jednak prawdą, że filmowcy od tego tematu uciekali. W Polsce powstało kilka znaczących dokumentów opartych na tym samym pomyśle co „Pokłosie". W „Obcym VI" Borysa Lankosza – opowieści o poczuciu winy i o pamięci – młody Żyd trafiał do wsi, z której zniknęli jego przodkowie. W poruszającym dokumencie Pawła Łozińskiego z 1992 roku „Miejsce urodzenia" pisarz i eseista żydowskiego pochodzenia Henryk Grynberg wraca w rodzinne strony, do wsi Radoszyna. Chodzi od domu do domu, rozmawia z ludźmi. Odkrywa potworny, wojenny dramat swojej rodziny. Historię małego brata, ze strachu wydanego Niemcom na śmierć, i ojca – zabitego przez wieśniaków, którzy przywłaszczyli sobie jego krowy. Grynberg odnajduje szczątki ojca zakopane na polu. Opiera głowę o przydrożny płot. Bezgłośnie płacze. Wieś patrzy na to w ciszy. Pasikowski w „Pokłosiu" odnosi się do tego filmu, cytuje nawet niektóre sceny. Także w fabule Anka i Wilhelm Sasnalowie („Z daleka widok jest piękny") czy Przemysław Wojcieszek („Sekret"), nawiązywali już do podobnych wydarzeń. Ale oni zadawali trudne pytania, zostawiali niedopowiedzenia, kazali widzowi domyślać się prawdy. Pasikowski wali obuchem.

Polski thriller

Cieszę się, że film taki jak „Pokłosie" powstał. Odważny, bolesny. Twórca „Psów", jak Sasnalowie i Wojcieszek, opowiada o wymazywaniu z pamięci niechlubnych epizodów historii. Pokazuje nie tylko przeszłość, lecz również, a może przede wszystkim – dzień dzisiejszy. Każe rozliczyć się z tym, co było, także po to, by móc pójść dalej.

U Pasikowskiego panuje zmowa milczenia. Na straży kłamstwa stoją dzieci i wnuki tych, którzy przed ponad półwiekiem podpalili budynek pełen sąsiadów. Dlaczego? Bo mieszkają w ich domach? Bo bronią „honoru" własnych rodzin? Po seansie panuje cisza. Nikt przez dłuższą chwilę nie rusza się z krzesła.

Akcja „Pokłosia" toczy się szybko, aktorzy tworzą świetne kreacje, zdjęcia Pawła Edelmana – jak zawsze – robią wrażenie. Dlaczego więc czuję niedosyt? Może dlatego, że reżyser ubiera tragedię w kostium kina gatunkowego. Łączy thriller z czymś w rodzaju polskiego, wiejskiego westernu. Wszystko nagle staje się łopatologiczne. I naturalistyczne, jak wykopywane z błota czaszki zabitych Żydów.

Kilka puent uszytych jest zbyt grubymi nićmi, kilka symboli wydaje się zbyt nachalnych. Jakby reżyser nie wierzył w inteligencję widzów. Władysław Pasikowski jest bezbłędnym rzemieślnikiem, ale dzisiaj już niekoniecznie trzeba serwować publiczności „W samo południe". Można jej postawić poprzeczkę wyżej, zostawić kilka niedomówień, jak Haneke w „Miłości"... Ważne, że ten film powstał. Zarówno nasza historia, jak i relacje polsko-żydowskie są skomplikowane. Trzeba o tym mówić. Mam nadzieję, że „Pokłosie" to tylko jeden z wielu głosów w dyskusji.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Scenariusz „Pokłosia" (wtedy nosił on tytuł „Kadisz") Władysław Pasikowski napisał w 2005 roku, niedługo po ukazaniu się „Sąsiadów" Jana Tomasza Grossa. Ale producenci nie byli wówczas w stanie zebrać funduszy. Padały argumenty, że temat jest „antypolski". Szansa na zrobienie filmu pojawiła się sześć lat później. Bo dzisiaj silniej czujemy potrzebę zrewidowania naszego stosunku do historii. Twórcy odchodzą od jej sienkiewiczowskiej wersji „ku pokrzepieniu serc" i opowieści o heroizmie. Pokazują meandry dziejów i złożoność losów. Próbują też uczciwie rozliczyć się z własnych grzechów.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Film
Gwiazda o polskich korzeniach na wyspie Bergmana i program Anji Rubik
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP