O swoim powołaniu mówi: - Ani sekundy nie żałowałem, choć różnie bywało. Ale jestem najszczęśliwszym człowiekiem.
Kiedy zaczynał swoją zakonną służbę, na Jasnej Górze pracowało zaledwie 16 zakonników, dziś jest ich ponad 120. Trzykrotnie był przeorem tego klasztoru. Widział nie tylko wiele nawróceń i był świadkiem cudownych uzdrowień, ale też dziejowych zdarzeń, których centrum nierzadko znajdowało się w częstochowskim sanktuarium.
Pamięta, jak 15 sierpnia 1932 roku przyjechał na Jasną Górę prezydent Mościcki, a także dramatyczne losy klasztoru w czasie II wojny światowej, gdy istniało realne zagrożenie zbombardowania go przez Niemców. W 1945 roku przyjmował pierwszą delegację komunistycznego rządu lubelskiego z premierem Osóbką Morawskim. Narażał się na represje, organizując Śluby Jasnogórskie Narodu Polskiego i jeżdżąc do prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego w czasie jego uwięzienia.
Ojciec Jerzy Tomziński podczas studiów we Włoszech, postanowił pojechać do San Giovanni de Rotondo, gdzie od 1916 roku mieszkał ojciec Pio. Zapamiętał starszego, potężnego, zgarbionego człowieka. Chciał go spotkać i zobaczyć też jego stygmaty.
- Tego się nie da powtórzyć – wspomina po latach. - Wiedziałem, że widzi Pana Jezusa.