To zła wiadomość dla wielu polskich firm, w tym także dla eksporterów, którzy importują wiele półproduktów i surowców z Chin potrzebnych do wytworzenia ich własnych towarów. Co prawda tzw. import zaopatrzeniowy rozumiany jako wkład do eksportu nie jest oczywiście tak duży jak import konsumpcyjny (jak wynika z danych Polskiego Funduszu Rozwoju z Chin importujemy przed wszystkim maszyny i urządzenia mechaniczne, elektryczne oraz ich części, materiały i artykuły włókiennicze, artykuły przemysłowe różne, a dopiero następnie metale nieszlachetne i artykuły z nich oraz produkty przemysłu chemicznego) to jednak wzrost cen frachtu na pewno jest problemem. Opłacalność polskich biznesów może zatem ucierpieć ze względu na wzrost kosztów transportu ww. wyrobów z Azji. Do niedawna nawet około 30 proc. naszego importu z Azji (w szczególności z Chin) miało charakter pro-eksportowy. Jednak od czasu globalnej pandemii koronawirusa ten odsetek znacząco spadł. Nadal jednak z półproduktów i dzięki surowcom z Chin wytwarzane są wyroby sprzedawane następnie na rynkach europejskich, w szczególności na jednolitym rynku europejskim, który jest dla naszych firm najważniejszy (jak wskazuje GUS największy udział w eksporcie ogółem Polska ma z krajami rozwiniętymi - 86,3 proc., w tym z państwami-członkami UE - 73,8 proc., dane z 15 maja br.).