Wciąż brakuje zarówno efektywnych działań dla zrekompensowania strat biur podróży, hoteli czy firm przewozowych, jak i konkretnego planu odbudowy polskiego przemysłu turystycznego, przynoszącego ok. 15 proc. PKB i dającego pracę 1,5 mln osób.
Zwłaszcza że przedsiębiorcom kończy się trzymiesięczna pomoc w postaci odroczenia spłat składek ZUS i dopłat do utrzymania miejsc pracy. Turystyka mocno liczyła na zapowiadany przez resort rozwoju wart 1000 zł bon turystyczny. Miał być w 90 proc. finansowany przez państwo i trafić do pracowników na etacie z pensją poniżej średniej krajowej. Szacowano, że mógłby wpompować do sektora turystycznego ponad 7 mld zł.
Okazało się jednak, że budżet, wydrenowany wcześniej programami socjalnymi, a ostatnio ratowaniem pogrążającej się w kryzysie gospodarki, może tego nie wytrzymać. Rządzący postanowili więc wesprzeć turystykę kosztem o połowę mniejszym, za to przy okazji wsparli propagandowo prezydenta Dudę. Ten ostatni na sobotnim spotkaniu z wyborcami na Podkarpaciu ogłosił, że bon w wysokości 500 zł będzie przyznawany na dziecko.
W rezultacie, choć formalnie odmrożono niemal całą gospodarkę, w turystyce tylko mnożą się znaki zapytania. Blisko połowa hoteli pozostaje zamknięta z powodu braku gości, przewoźnicy autokarowi mają zlecenia dopiero na kwiecień 2021 r., a przewodnicy turystyczni szukają nowego zajęcia. Zagadką pozostaje nawet organizowanie urlopu poza krajem, bo granice wciąż mamy zamknięte. Hamuje to plany restartu polskiego przemysłu turystycznego – nie tylko przyjazdy do Polski urlopowiczów, ale także przyjazdową turystykę biznesową, zapewniającą sieciom hotelowym ok. 50 proc. przychodów.
Największym problemem pozostaje trwająca epidemia. Rodzice boją się posłać dzieci na kolonie, więc liczba zgłoszeń na zorganizowane wyjazdy jest dziś 50 razy mniejsza niż przed rokiem. I trudno się dziwić: wbrew zaklinaniu rzeczywistości przez polityków PiS, wirus nie został opanowany. W ostatnich dniach dzienna liczba zachorowań zaczęła przewyższać tę w Europie Zachodniej, a sytuacja na Śląsku, z błyskawicznie rosnącą liczbą bezobjawowo chorujących górników, może zarówno budzić obawy wśród hotelarzy, jak i hamować entuzjazm turystów szukających miejsc do wypoczynku.