W lutym 2010 r. jego wczesne trzy „obrazy liczone” (196 x 135 cm), z cyklu „1965/1-nieskończoność”, zostały sprzedane na aukcji w londyńskim Sotheby’s za ponad 713 tys. funtów. Obecnie jest to najwyższa cena, jaką uzyskał polski żyjący artysta za swoją pracę.
Na studiach tworzył w duchu realizmu. Później w latach 50. i 60. eksperymentował z fakturą. Jednocześnie coraz bardziej zbliżał się do abstrakcji. Rysunki i grafiki powstające w tym czasie były także efektem doświadczeń z kolorem. W latach 1968 – 1970 powstał cykl grafik „Opisanie świata”, wielokrotnie nagradzany na międzynarodowych wystawach.
Od 1965 r. skupił się na jednym projekcie: „Obrazach liczonych”. Jest to zapis procesu liczenia od cyfry 1 do nieskończoności. Pierwszy obraz nosi tytuł „Opałka 1965/1-oo”. Płótna, które nazywa detalami (co rok powstaje około dziesięciu), pokrywa białymi cyframi (każdy obraz zawiera około 140 tys. cyfr). Tło początkowo było czarne. Od 1972 r. stopniowo w każdym kolejnym „detalu” jest rozjaśniane o 1 proc. Ostatni obraz ma być namalowany bielą na bieli.
Opałka nagrywa też odliczanie zapisywanych przez siebie liczb i na bieżąco fotografuje swoją zmieniającą się z upływem czasu twarz. Obrazy, fotografie i płynący z głośników głos artysty stanowią jedność. Pokazują nieuchronne zbliżanie się do śmierci. Twórca ją oswaja, czyniąc ją elementem dzieła sztuki.
– Użyłem śmierci jako instrumentu skończoności, perfekcyjnej skończoności dzieła. Generalnie nie ma żadnych przesłanek, aby artysta mógł powiedzieć: ja skończyłem dzieło. W moim przypadku jest to w sposób diaboliczny przemyślane. Moja śmierć jest ostatnim instrumentem artysty, który definiuje skończoność w nieskończoności – tłumaczy Opałka.