Reżyser Marek Piwowski nie ma wątpliwości. Jeśli znajdzie pieniądze, by nakręcić „Rejs 2", zagrają w nim pięściarze. – I starzy, i młodzi, tacy chociażby jak Krzysztof Włodarczyk. On ma tak charakterystyczną, plastyczną twarz. Jeśli tylko znajdzie czas, ma w tym filmie pewne miejsce.
Jerzy Kulej, dwukrotny mistrz olimpijski w boksie (Tokio 1964 i Meksyk 1968), dziś komentator telewizyjny, przed laty dzięki takiej właśnie propozycji poznał świat filmu. Wraz z innym wybitnym pięściarzem Janem Szczepańskim (mistrz olimpijski z Monachium 1972) zagrał w kultowym filmie Piwowskiego „Przepraszam, czy tu biją".
– Wyrwany w środku nocy mogę mówić tekstami z tego filmu. Pamiętam każde słowo. Wszystko wymyślał Marek, jego pomysłem było też, byśmy założyli rękawice i odbyli trening na posterunku milicji – wspomina Kulej.
– Długo się wzbraniali, ale w końcu ulegli moim namowom i stworzyli nieprawdopodobną scenę – wraca do starych czasów Piwowski. – Takich klatek w światowej kinematografii nie ma. Wybitni pięściarze grający milicjantów dają próbkę wspaniałych umiejętności sportowych. Ale aktorsko też byli świetni. Kulej i Szczepański potwierdzili w tym filmie, że boks daje szczególną świadomość własnej obecności w przestrzeni. Byli wyjątkowo precyzyjni w odtwarzaniu tego, co wcześniej ustalaliśmy. Jak mieli stanąć 33 centymetry obok lampy, stawali. Nie pomylili się nawet o centymetr. Nie możemy się pomylić. W ringu jak pomylisz się o centymetr, to przegrywasz przez nokaut" – tłumaczyli.
Leszek Drogosz, kolejny wybitny polski pięściarz, trzykrotny mistrz Europy i medalista olimpijski, zagrał w 15 filmach. Zaczynał od „Boksera" Juliana Dziedziny, wystąpił też w „Polowaniu na muchy" i „Krajobrazie po bitwie" Andrzeja Wajdy. To wtedy usłyszał od prezesa klubu Błękitni Kielce, gdzie był trenerem, że zhańbił mundur oficera MO. – Towarzysze z egzekutywy komitetu wojewódzkiego PZPR widzieli was, jak z Olbrychskim służyliście do mszy – grzmiał prezes, który był zastępcą komendanta milicji w Kielcach. Nie chciał słuchać tłumaczeń, że to tylko filmowa scena, i zakończył: – Zapamiętajcie, Drogosz, dopóki ja tu będę, w żadnym filmie nie zagracie. – I nie zagrałem; najbardziej żal mi „Rejsu" i „Przepraszam, czy tu biją". Musiałem odmówić Piwowskiemu – pisze nie bez żalu Drogosz w swojej książce „Czarodziej ringu – wspomnienia". – Bokserzy przed kamerami czują się jak u siebie. Pewność siebie wynoszą z ringu – uważa Piwowski. Potwierdzają to Kulej, Drogosz, po latach to samo powie Przemysław Saleta, kick bokser i bokser.