Wspólna waluta bez wspólnej polityki gospodarczej, przy ewidentnej nierównowadze makroekonomicznej między członkami związku i stale łamanych kryteriach stabilności, od początku nosiła w sobie zalążek kryzysu. W pełni słabość pomysłu została obnażona podczas obecnego kryzysu w strefie euro.
Pomysł unii gospodarczo-walutowej pojawił się już w latach 70. Jednak kryzys naftowy zniweczył te plany. Potem robiono przymiarki do nowej konstrukcji w formie europejskiego systemu walutowego. Zakładano, że waluty narodowe mogą się wahać w określonych przedziałach i dopiero po ich przekroczeniu banki centralne dokonywały interwencji. Rozwiązania te miały wady (dwie fale kryzysowe w latach 80. i 90.). Niektóre waluty były wypychane z systemów.
Od początku sprzeczność
Równolegle pracowano nad ideą ścisłej unii gospodarczo-walutowej. Jej projekt na zlecenie przywódców UE w 1989 roku przygotowała Komisja Delorsa. W skład komisji wchodzili szefowie banków centralnych państw UE. Pracami kierował Jacques Delors, ówczesny przewodniczący Komisji Europejskiej. Ostateczna decyzja o stworzeniu unii gospodarczo-walutowej i etapach dochodzenia do wspólnego pieniądza zapadła na szczycie w Maastricht w 1992 roku.
Delors w swoich pamiętnikach opisuje wątpliwości uczestników tej historycznej zmiany. Podkreśla, jak ważna od początku była dyskusja o unii gospodarczej, ale potem politycy odsunęli ten wątek na bok.
– Wszystkie nasze spotkania dotyczyły i unii gospodarczej, i unii walutowej. Warto jednak zaznaczyć, że więcej wysiłku poświęciliśmy unii gospodarczej. Stąd moja obecna krytyka systemu, który nie działa, bo jest oparty na jednej nodze – unii walutowej. A unia gospodarcza pozostaje życzeniem – mówił Jacques Delors w 2003 roku.