Ostatnia szansa dla Iranu. Albo osiągnie porozumienie z USA, albo zostanie zaatakowany?

Już sobotę w Omanie ma dojść do spotkania wysokich rangą przedstawicieli Waszyngtonu i Teheranu. Jeżeli Iran nie sprosta oczekiwaniom Donalda Trumpa w sprawie swojego programu nuklearnego, może się spodziewać ataku militarnego.

Publikacja: 08.04.2025 13:42

Ali Chamenei

Ali Chamenei

Foto: Office of the Iranian Supreme Leader/WANA (West Asia News Agency)/Handout via REUTERS

Rychłe spotkanie przedstawicieli USA i Iranu nieoczekiwanie zapowiedział w poniedziałek Donald Trump, w obecności odwiedzającego go premiera Izraela Beniamina Netanjahu. Zdaniem amerykańskiego prezydenta rozmowy z Irańczykami mają być bezpośrednie, Irańczycy wciąż (bo już wcześniej to sygnalizowali) trzymają się wersji, że mogą je prowadzić tylko przez pośredników. W tej roli mają wystąpić Omańczycy. 

Miejsce spotkania – Oman – wskazał szef irańskiej dyplomacji Abbas Araghczi. W swoim wpisie na portalu X stanowczo podkreślił ten pośredni charakter rozmów. I dodał, że będą one nie tylko szansą, ale i testem dla Ameryki. Bo, jak stwierdził, „piłka jest po jej stronie”.

Jak mogą wyglądać negocjacje USA i Iranu w Omanie? 

Jacy wysocy rangą przedstawiciele mają się pojawić w Omanie, na południowo-wschodnim krańcu Półwyspu Arabskiego? Według bliskich władzy irańskich mediów ma to być Araghczi, a ze strony amerykańskiej specjalny wysłannik na Bliski Wschód, Steve Witkoff, znany też z misji w Moskwie, gdzie w połowie marca spotkał się z Władimirem Putinem. Te same źródła podają, że pośrednikiem ma być szef omańskiej dyplomacji Badr bin Hamad al-Busajdi.

Czytaj więcej

Beniamin Netanjahu znowu pierwszy u Donalda Trumpa. Będą rozmawiać nie tylko o cłach

USA i Iran nie utrzymują oficjalnych stosunków od 1980 roku. Relacje między tymi państwami zostały zerwane po rewolucji islamskiej. Ale bezpośrednie kontakty już się zdarzały, także za kadencji Joe Bidena. W oficjalnej narracji Teheranu Trump jest jednak jeszcze większym złem niż poprzednicy. W tym tygodniu wiceszef parlamentu irańskiego Hamidreza Babaei stwierdził, że groźby obecnego prezydenta USA i „bezprawne sankcje” zagrażają pokojowi w regionie i na świecie. 

Co oznaczałoby prowadzenie rozmów USA z Iranem przez pośrednika? Można by powielić zasady stosowane na przykład w negocjacjach między Izraelem a Hamasem, których przedstawiciele byli w tym samym hotelu w Kairze, a między pokojami kursował egipski pośrednik. W podobnej roli w negocjacjach amerykańsko-irańskich mógłby wystąpić szef omańskiej dyplomacji. 

Oman ma doświadczenia w negocjacjach w trudnych regionalnych kwestiach. Dwa lata temu pomagał Chińczykom w doprowadzeniu do porozumienia między Arabią Saudyjską i Iranem. Amerykanie woleliby korzystać z mediacji Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA). To emiracki wysłannik przekazał w marcu list Trumpa do władz Iranu z zachętą do negocjacji. Ale ZEA są zbyt bliskie Izraelowi (znormalizowały z nim stosunki kilka lat temu) i na dodatek mają spory terytorialne z Iranem, dotyczące wysepek na Zatoce Perskiej. 

Co jeżeli Iran nie przyjmie warunków Donalda Trumpa? Bombardowanie?

Wydaje się, że wybór Omanu na miejsce spotkania może być jedynym sukcesem Iranu w tych negocjacjach. Trump od tygodni przedstawia Teheranowi skrajnie niekorzystne warunki, a w poniedziałek groził, że jeżeli nie zostaną przyjęte, to konsekwencje będą dla Iranu „bardzo niebezpieczne”. 

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Irańska obsesja Donalda Trumpa

Stany Zjednoczone, podobnie jak ich sojusznik Izrael, traktujący Iran jako największe zagrożenie, chcą m.in. by Teheran całkowicie zdemontował swój program nuklearny. A już to wykracza poza porozumienie z Iranem w tej sprawie zawarte za Baracka Obamy (angielski skrót określający to porozumienie to JCPOA), z którego Trump wycofał Amerykę za swojej pierwszej kadencji. Dodatkowo USA zamierzają też doprowadzić do tego, by Iran zaprzestał prac nad nowoczesnym uzbrojeniem, zwłaszcza rakietami balistycznymi, które mógłby przenosić ładunki nuklearne. 

A i to może być zbyt mało. Proizraelskie i bliskie Trumpowi think tanki, takie jak Foundation for Defense and Democracies (FDD), podpowiadają prezydentowi USA, że Iran musi zrezygnować z szerzenia „ideologii rewolucyjnej” w regionie. Czyli także przestać wspierać palestyński Hamas, libański Hezbollah i jemeńskich Hutich. Sugerują też kierowanie się zasadą całkowitego braku zaufania wobec ajatollahów: ewentualne nowe porozumienie musiałoby, w przeciwieństwie do JCPOA, zapewnić, że „w każdym momencie i w każdym miejscu” można by skontrolować, czy Irańczycy wypełniają swoje zobowiązania. - Obiecasz im jedno, a zaraz zażądają drugiego - komentował mi kilka tygodni temu taktykę Amerykanów i Izraelczyków przedstawiciel irańskich władz.

Odrzucenie zaporowych warunków przez Teheran oznaczałoby, że Iran stanąłby w obliczu ataku militarnego Amerykanów i Izraelczyków. Tym grozi Trump. Kilka tygodni temu powiedział wprost: jeżeli Iran nie podpisze porozumienia, to „będą bombardowania". Nie ma powodu, by nie traktować tego poważnie. Jak pisał Bloomberg, w czasie lutowej rozmowy z Władimirem Putinem, amerykański prezydent najbardziej starał się o neutralność sojusznika Iranu, Rosji w czasie takiego potencjalnego ataku. 

Izraelczycy od dawna się do niego szykują, ale ostatnio Beniamin Netanjahu poparł ideę negocjacji. Także dlatego, jak tłumaczył mi izraelski politolog sympatyzujący z prawicą prof. Hillel Frisch, że Iran jest teraz w bardzo niekorzystnej sytuacji. Utracił wpływy w Syrii, jego sojusznicy, Hezbollah i Hamas, zostali przez Izrael osłabieni, a i sam Iran, po zeszłorocznej izraelskiej operacji, nie ma już prawie obrony przeciwlotniczej. 

Co pozostaje Iranowi? Chyba wierzy w zastraszanie i to, że tak czy owak może wyprodukować bombę atomową. Oficjalnie najwyższy przywódca Ali Chamenei twierdzi, że obowiązuje go fatwa (opinia) tego zakazująca. Niektórzy amerykańcy analitycy twierdzą tymczasem, że takiej fatwy nigdy nie było. A otoczenie Chamaneiego zaczęło ostatnio sugerować, że fatwa dotyczy użycia, a nie produkcji broni atomowej. Ali Laridżani, konserwatywny polityk, były negocjator porozumienia nuklearnego, stwierdził wręcz, że Trump może doprowadzić do tego, iż Iran nie będzie miał innego wyjścia niż porzucenie fatwy. 

Rychłe spotkanie przedstawicieli USA i Iranu nieoczekiwanie zapowiedział w poniedziałek Donald Trump, w obecności odwiedzającego go premiera Izraela Beniamina Netanjahu. Zdaniem amerykańskiego prezydenta rozmowy z Irańczykami mają być bezpośrednie, Irańczycy wciąż (bo już wcześniej to sygnalizowali) trzymają się wersji, że mogą je prowadzić tylko przez pośredników. W tej roli mają wystąpić Omańczycy. 

Miejsce spotkania – Oman – wskazał szef irańskiej dyplomacji Abbas Araghczi. W swoim wpisie na portalu X stanowczo podkreślił ten pośredni charakter rozmów. I dodał, że będą one nie tylko szansą, ale i testem dla Ameryki. Bo, jak stwierdził, „piłka jest po jej stronie”.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Dyplomacja
Co wiadomo o negocjacjach Iran-USA w Omanie? „Izrael chciałby, żeby się nie udały”
Dyplomacja
Radosław Sikorski: Prędzej czy później USA stracą cierpliwość. Uznają to, o czym większość z nas już wie
Dyplomacja
Chiny przestrzegły Ukrainę przed „nieodpowiedzialnymi uwagami”
Dyplomacja
„WSJ”: Rosja i USA dokonały w Abu Zabi wymiany więźniów. Ksenia Karelina uwolniona
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Dyplomacja
Co czwarty amerykański bombowiec B-2 przerzucony w pobliże Bliskiego Wschodu. „Iran decyduje”