Koń, jaki jest, każdy widzi — z zastosowaniem tej reguły należy być jednak ostrożnym, gdy obserwujemy i komentujemy działania dewelopera. Oto bowiem, nawet jeśli zaobserwujemy nadużycia w działaniu dewelopera, możemy zostać ukarani za użycie słowa „patodeweloper” przy ich nagłaśnianiu. Tak zdecydował sąd w wyroku z końca 2023 roku, który ujawniony został przez Stefana Gardawskiego — pozwanego przez firmę deweloperską aktywistę „Miasto Jest Nasze” — dopiero w ostatnich dniach. Jak doszło do wydania takiego orzeczenia?
Czytaj więcej
Zwalczające patodeweloperkę przepisy nie wejdą w życie 1 kwietnia – ogłosił dziś w Sejmie Krzysztof Kukucki, wiceminister rozwoju i technologii. Resort chce dać inwestorom kilka dodatkowych miesięcy na przygotowanie się do nowych zasad budowania.
Brak pozwolenia konserwatorskiego i nieprawidłowości to za mało, by być „patodeweloperem”?
Jest rok 2016. Miasto Warszawa sprzedaje działkę, stanowiącą część zabytkowego parku na Kamionkowskich Błoniach Elekcyjnych. Jak donosił działacz „Miasto Jest Nasze” Jan Mencwel, już wtedy miało dojść do pierwszej nieprawidłowości: firma Dom Development, która zakupiła działkę, nie uzyskała potrzebnego do rozpoczęcia prac budowlanych pozwolenia konserwatora zabytków — Błonia są bowiem wpisane do rejestru zabytków (jako „skwer Stanisława Augusta”, nr rej.: 1545/A z 21.06.1993). Warto tu wspomnieć, że zgodnie z art. 107d ust. 1 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, działania w ramach zabytku polegające m.in. na prowadzeniu robót budowlanych bez zgody konserwatora zabytków zagrożone są karą od 500 do 500.000 zł.
Po tym, jak sprawę nagłośniła organizacja „Miasto Jest Nasze” oraz jej działacz Stefan Gardawski, miasto nałożyło na firmę karę w wysokości niemal 37 milionów złotych. Kara została jednak uchylona — jak twierdzi Jan Mencwel — ze względów formalnych.
Do kolejnych nieprawidłowości miało dojść także w trakcie budowy — firma Dom Development postanowiła bowiem przeznaczyć zabytkową działkę na budowę osiedla mieszkaniowego. Pojawiły się m.in. zarzuty niezgodnego z umową wykorzystywania pasa drogowego przez firmę w roli zaplecza budowy. Po tym, jak sprawę nagłośniła organizacja „Miasto Jest Nasze” oraz jej działacz Stefan Gardawski, miasto nałożyło na firmę karę w wysokości niemal 37 milionów złotych. Kara została jednak uchylona — jak twierdzi Jan Mencwel — ze względów formalnych.