Doszliśmy do momentu, w którym bez głębokiej analizy przekroczymy punkt zwrotny prowadzący do nieodwracalnej katastrofy. Przykład? Trzydziestego marca Volkswagen of America ogłosił zmianę nazwy koncernu na „Voltswagen", podkreślając w ten sposób doniosłość premiery elektrycznego SUVa (ID.4). Wyczucie czasu „Voltswagena" nie mogło być lepsze. Chwilę później prezydent USA Joe Biden ogłosił gigantyczny plan odbudowy gospodarki; największy od prawie wieku, o czym świadczy trudny do wyobrażenia budżet ponad dwa tryliony dolarów. Filarem zmiany stała się... elektryczna motoryzacja: wymiana wszystkich rządowych pojazdów na elektryczne, budowa sieci stacji ładowania i obniżenie cen tego typu aut, przez co będą dostępne dla przeciętnego Joe'a Doe'a czy Johna Smitha. W czym problem? W kłamstwie. Kłamstwo (primaaprilisowy żart koncernu) obudowane prawdą (ID.4; plan odbudowy USA Bidena) sprawiło wrażenie prawdy.
Czytaj także: Nowy projekt ustawy o ochronie wolności słowa: Fake news będzie zwalczany przez ślepy pozew
Konsumenci fake newsa nie zauważyli ukrytego kłamstwa. Na Wall Street – akcje Volks... przepraszamy, „Voltswagena" poszybowały, ułatwiając koncernowi odbicie od wizerunkowego i finansowego dna (skandal Dieselgate: oszustwa w emisji spalin, miliardy dolarów kar). Najlepsze redakcje (np. NPR) rozgorączkowane relacjonowały rewolucję. Ani analitycy rynków powołani i predysponowani do głębokiej analizy, ani szkoleni w fact checkingu dziennikarze nie zauważyli leżących przed nimi sygnałów kłamstwa: koncern nie wykupił domeny ani nie zastrzegł nowej nazwy. Nikt nie zauważył. Wielu uwierzyło. Krytyczny czytelnik mógłby teraz wygodnie rozsiąść się w fotelu i powiedzieć do siebie: „To Ameryka – u nas tak by nie było". Nic bardziej mylnego. Było i to na dekady, zanim powstało pojęcie „fake news"!
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku korzystając z – uwaga! prima Aprilis – Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych (dla przypomnienia: legalnie drukują pieniądze) ustami ówczesnego prezesa Macieja Flemminga ogłosiła w Wiadomościach, że PWPW wprowadza na rynek „tańszy pieniądz". Poniżej ceny nominalnej każdy może kupić płachty niewyciętych jeszcze banknotów i obniżając koszt samodzielnie w domowym zaciszu wyciąć banknoty. Telefony i faksy rozgrzały się do czerwoności, podobnie jak pracownicy Wytwórni, który musieli sobie radzić z zalewem zamówień nieistniejącego produktu. Krytyczny czytelnik mógłby jeszcze wygodniej usiąść w fotelu i zamruczeć do siebie: „No dobrze, teraz mam więcej wiedzy i na pewno nie ulegnę". Czyżby? A co gdyby w piątek, koło 23:30 otrzymalibyśmy SMSa „przeczytaj mojego Facebooka", który alarmuje o blokującym europejską ropę zamachu na Kanał Sueski („coś mi świta... faktycznie statki stanęły...") oraz o terrorystycznym skażeniu europejskich silosów z ropą substancją czyniącą zawartość zupełnie bezużyteczną. Leniwie podnosimy się z fotela, aby na wszelki wypadek zatankować auto. Zajeżdżamy na stację paliw i jesteśmy świadkami wielkiej kolejki aut, a przed nią jeszcze większego napisu „Proszę nie stawać w kolejce – paliwo się kończy". Szybko logujemy się na swojego Facebooka, udostępniamy post, piszemy alarmującego SMSa do wszystkich w naszej książce teleadresowej „wejdź na mojego Facebooka".
Inny scenariusz. SMS informuje o awarii europejskiego systemu bankowego: przez długie dni nie będą działały przelewy oraz płatności kartą. Wychodzimy do bankomatu, stoi kolejka ludzi, a odchodzący mówi: „Już nie ma gotówki". Biegnąc do kolejnego, wysyłasz SMSa. W obu przypadkach kłamstwo (atak na europejskie paliwa, awaria systemu bankowego) uprawdopodobnione byłoby faktami (kolejki, a masy ludzi i kolejne posty nie mogą się mylić; problem w transporcie morskim Kanałem Sueskim rzeczywiście miał miejsce). Jest piątek wieczór przed świętami Wielkiej Nocy. Służby prasowe są na urlopie, analitycy i redaktorzy są ściągani do central, aby zarobić na obrocie akcjami oraz gorącym newsie. Zawodowcy ponownie nie zauważają oczywistych sygnałów kłamstwa.