Zjawisko to przez fachowców nazywane geoarbitrażem robi karierę wśród mieszkańcy USA, Wielkiej Brytanii czy Niemiec, którzy przenoszą się ze swoich krajów np. do Azji. — Pozwala im to, dzięki Internetowi i telepracy, żyć w tak wysokim standardzie, na który nie mogliby sobie pozwolić u siebie — mówi Gabriela Jabłońska z firmy Sedlak & Sedlak .
„mały domek w Tajlandii"
— Geoarbitraż urzeczywistniany jest najczęściej pod hasłem „domek w Tajlandii" - podaje serwis rynekpracy.pl. W rankingu miast o najwyższych kosztach życia, opracowanym w 2010 roku przez firmę konsultingową Mercer, stolica Tajlandii – Bangkog – znalazła się na 121 pozycji. Różnica pomiędzy nią, a stolicami Europy Zachodniej okazała się bardzo duża.
Na stronie internetowej dealerity.com można poznać przykładowe ceny w „tajskim raju". Wynajęcie dwupokojowego domku przy plaży to wydatek rzędu 300 - 500 USD na miesiąc. Za obiad (kuchnia tajska) trzeba zapłacić 1-2 USD. Ceny niektórych produktów i usług są porównywalne z zachodnimi np: piwa, benzyny, samochodu. Mimo to wielu Amerykanów jest w stanie przeżyć za 25-50 proc. pensji, którą musieliby wydać w Stanach Zjednoczonych. Geoarbitraż ma też miejsce w innych, egzotycznych dla Europejczyka krajach, takich jak Sri Lanka, Filipiny czy Malediwy.
Telepraca podstawą
Geoarbitraż jest możliwy tylko przy zastosowaniu telepracy, czyli wykonywaniu obowiązków zawodowych poza firmą z wykorzystaniem komunikacji elektronicznej.
W Polsce według danych Głównego Urzędu Statystycznego dwa lata temu telepracowników zatrudniało zaledwie 2 proc. małych przedsiębiorstw (10-49 osób) oraz 6 proc średniej wielkości firm (50-249 osób). Praca zdalna najczęściej wykorzystywana była w dużych firmach, zatrudniających co najmniej 250 pracowników.