Poniedziałek nie przyniósł rozstrzygnięcia sporu dotyczącego sposobu uchwalania ustawy budżetowej na 2017 r.
Opozycja ponowiła żądania, by powtórzyć piątkowe głosowania. Uważa, że zostały one przeprowadzone na nielegalnym posiedzeniu Sejmu. Koalicja na te apele nie odpowiada. Wiadomo natomiast, że do Senatu budżet ma trafić w przyszłym tygodniu, a nie dzisiaj (we wtorek), jak wcześniej zapowiadano.
Ekonomiści są zgodni, że sejmowy spór o legalność budżetu należy rozwiązać jak najszybciej, choć sama ustawa – wbrew zaskakującym komentarzom różnych polityków – nie kryje jakichś mrocznych tajemnic. – To jeden z najtrudniejszych budżetów, będzie trzeszczeć podczas realizacji. Jednak przy pewnym splocie okoliczności jego wykonanie rzeczywiście jest możliwe – ocenia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Gra o 10 mld zł
Zgodnie z projektem, dochody kasy państwa mają wynieść 325,4 mld zł, wydatki 384,8 mld zł, a limit deficytu 59,3 mld zł. Z kolei zgodnie z przyjętymi przez rząd założeniami, PKB ma wzrosnąć w przyszłym roku o 3,6 proc., inflacja sięgnąć 1,3 proc., a stopa bezrobocia rejestrowanego ma spaść do 8 proc. (czyli być o 0,9 pkt. proc. niższa niż na koniec 2016 r.).
Największym wyzwaniem będzie udźwignięcie finansowania programów socjalnych, które są realizacją obietnic wyborczych PiS. Chodzi m.in. o program 500+, który kosztować będzie ponad 23 mld zł, program Mieszkanie+, podwyższenie minimalnej emerytury do 1000 zł, obniżenie wieku emerytalnego, itp.