Michał Baranowski: Ameryka potrzebuje silnej Europy

Wybory w Stanach Zjednoczonych odbywają się w momencie, gdy nasi przeciwnicy, przeciwnicy Zachodu w Rosji, Korei Północnej, Chinach i Iranie, są w stanie wojny wobec nas. To, że my, jako Zachód i NATO, niewystarczająco głośno o tym mówimy, nie zmienia tego faktu. Dlatego te wybory są tak kluczowe – wyjaśnia Michał Baranowski.

Publikacja: 04.11.2024 04:40

Michał Baranowski jest dyrektorem zarządzającym GMF East oraz członkiem kierownictwa German Marshall

Michał Baranowski jest dyrektorem zarządzającym GMF East oraz członkiem kierownictwa German Marshall Fund of the United States

Foto: materiały prasowe

Wybory prezydenckie w USA już w najbliższy wtorek. Nie wiemy, kto wygra. Na początku przyjmijmy scenariusz, że będzie to Donald Trump. Jak to wpłynie na nasze bezpieczeństwo?

Istotne będzie to, czy Amerykanie wybiorą w jasny sposób – czy będziemy mieli wynik po trzech–czterech dniach, czy będziemy mieli zawieszenie albo wręcz jakieś zamieszki. To mogą chcieć wykorzystać różni przeciwnicy Zachodu. W Waszyngtonie za zamkniętymi drzwiami gabinetów najwyższych przedstawicieli amerykańskiej administracji można usłyszeć, że obecnie trwają działania hybrydowo-terrorystyczne, wojna podprogowa, którą Rosja toczy głównie w Europie, do pewnego stopnia także w USA. Chodzi o te wszystkie podpalenia, próby zabójstw czy dywersje. O tym dużo mówi się również podczas spotkań Rady Północnoatlantyckiej, ale to się mało przebija do świadomości obywateli. Administracja amerykańska nie zdecydowała się wyjść z tym publicznie, tak jak to zrobiła z nagłośnieniem rosyjskich przygotowań do inwazji na Ukrainę. Zakładam, że po wyborach to się może zmienić i wówczas zobaczymy, jak ta wojna hybrydowa wygląda. W przypadku tej niepewności powyborczej takie działania mogą się jeszcze nasilić.

Co jeszcze?

Ważne będzie też, jak zareaguje Europa. I tu będzie istotna rola Polski i krajów naszego regionu, czyli państw rozumiejących, że bliskie relacje transatlantyckie są dla Europy ważne. Polska powinna grać w tym wypadku rolę stabilizującą, podchodzić do prezydenta Trumpa pragmatycznie, tak pragmatycznie, jak on będzie podchodził do nas. Jeśli już faktycznie zostanie prezydentem, to o ocenę, w którą stronę to zmierza w kwestiach bezpieczeństwa, będzie można się pokusić po zobaczeniu nominacji na sekretarza obrony, stanu i doradcę ds. bezpieczeństwa. Po tych ludziach będzie można ocenić, jaki kierunek będzie miała administracja Trumpa.

Teraz tego nie wiemy?

Nie. Ludzie, którzy byli w poprzedniej administracji Trumpa, w czasie różnych spotkań pokazują mi zbiór potencjalnych kandydatów, ale różnica między nimi jest ogromna. Od ludzi poważnie podchodzących do NATO, Ukrainy czy bezpieczeństwa w Europie, po de facto izolacjonistów.

Czytaj więcej

Czy hazard wykreuje prezydenta USA? Bukmacherzy lepsi niż Instytut Gallupa

Czyli jedyne, na co możemy się nastawić, to nieprzewidywalność?

Nie, wiemy jednak więcej. Są różne scenariusze, ale na pewno nie ma wśród nich kontynuacji obecnej polityki i spokojnego podejścia do sojuszników. Jest za to dużo rewolucyjnych pomysłów, jak poradzić sobie z bezpieczeństwem europejskim, które są też bardzo zróżnicowane: od przymuszenia Ukraińców do szybkiego zawarcia pokoju po grożenie Putinowi, że jeżeli on nie usiądzie do stołu negocjacyjnego, to USA podwoją albo potroją pomoc dla Ukrainy. Ten wachlarz jest więc bardzo szeroki, ale nie ma w nim miejsca na spokój. Dlatego kluczowe będzie spotykanie się z tymi ludźmi jeszcze przed 20 stycznia po to, by móc na nową administrację wpływać. Z racji swojego położenia na wschodniej flance, ale też dużych wydatków zbrojeniowych, Polska może mieć bardzo istotną rolę w postrzeganiu prezydenta Trumpa i jego otoczenia sytuacji w Europie.

A co poza takimi spotkaniami z ludźmi Trumpa Europa czy Polska powinna robić, by te relacje z USA były dobre także za jego prezydentury?

Europa powinna była dziesięć lat temu zabrać się za zbrojenia, jesteśmy o dekadę spóźnieni. Dekadę zajmie, by nadrobić braki w uzbrojeniu, ale także w kulturze strategicznej. Ale nie mamy dziesięciu lat. Dlatego Polska, tak jak Szwecja czy Rumunia, powinna grać rolę stabilizatora. Z jednej strony takiego, który nie pozwala antyeuropejskiej Ameryce dzielić nas w Europie, a z drugiej strony wpływa na naszych kolegów europejskich, by zbyt daleko nie wybiegali w retoryce przeciwko Trumpowi, jeszcze zanim on cokolwiek zrobi.

Jeżeli Trump zostanie prezydentem, to mam nadzieję, że to będzie takie wyrwanie z letargu Europy, uświadomienie sobie, że Europa powinna szybko budować europejski filar bezpieczeństwa i wewnątrz NATO, i w Unii Europejskiej. Chodzi o wydatki na zbrojenia, wymiar przemysłowy, ale też o lepsze wydawanie tych pieniędzy, bo Europa, choć wydaje nominalnie cztery razy więcej niż Rosja, to konwencjonalnie nie jest silniejsza.

Skupmy się na Polsce. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że w poprzedniej kadencji Donalda Trumpa liczba amerykańskich żołnierzy w Polsce radykalnie wzrosła. Czego się teraz spodziewać?

Jeżeli chodzi o wymiar bilateralny polsko-amerykański, to nie spodziewam się gwałtownych zmian. Kluczowa będzie polityka nowej administracji w stosunku do Ukrainy. To, do jakiego stopnia będą im wykręcali ręce, a do jakiego nie. Skrajnym scenariuszem jest np. wycofanie wsparcia ukraińskich obrońców w obszarze rozpoznania. Obecnie uderzenia ukraińskie są w dużej mierze możliwe dzięki wykorzystywaniu satelitów amerykańskich i to bardzo szybko można uciąć. Dosłownie wyłączyć. To mogłoby zmusić Ukrainę do siadania przy stole z Putinem z pozycji absolutnej słabości. O takim rozwiązaniu republikanin Ian Brzeziński, brat amerykańskiego ambasadora w Warszawie, mówił niedawno jako opcji monachijskiej, w której Trump występuje w roli brytyjskiego premiera Chamberlaina w 1938 r.

Czytaj więcej

Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy

A ta druga skrajność?

Drugą skrajnością, o której także słychać, jest scenariusz, w którym Trump mówi: „siądźcie do negocjacji”, a Putin mu odpowiada „nie”. W tym momencie Trump może podwoić czy potroić pomoc militarną, zdjąć wszelkie ograniczenia i Ukraina faktycznie może się bronić. Tyle że ten scenariusz zakłada, że Rosjanie będą chcieli kopnąć Trumpa w piszczel na samym początku jego kadencji.

To są skrajne scenariusze, które mają ogromne przełożenie na sytuację Polski. W przypadku złego, niesprawiedliwego porozumienia na zasadzie Mińska 3, mamy Ukrainę z ograniczoną suwerennością, kraj zniszczony. A z drugiej strony Rosja, która będzie się odbudowywać. To będzie tylko okres przejściowy przed rozpoczęciem kolejnego konfliktu. W tym momencie trzeba by się bronić po zęby jak najszybciej, co my do pewnego stopnia już robimy.

Jaki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny?

Jeśli prezydentem będzie Trump, to najpewniej zwoła szczyt, co już zapowiadał. On zakłada, że jak zbiorą wszystkich zainteresowanych w jednym pokoju, to dobry negocjator szybko wynegocjuje zakończenie tej brutalnej wojny. 

Rozmawialiśmy o tym, co się może wydarzyć, gdy prezydentem zostanie Donald Trump. A co się zmieni, gdy Joe Bidena zastąpi Kamala Harris? W tym wypadku będziemy chyba mieli do czynienia z kontynuacją?

Tu wiemy dużo mniej.

Mniej?

Tak, zdecydowanie. Wiemy mniej, ponieważ Kamala Harris mówiła w czasie kampanii bardzo niewiele o swojej wizji polityki zagranicznej. W przypadku jej wygranej wiemy, że na pewno wysokim urzędnikiem w administracji pozostanie Phil Gordon, który jest jej doradcą do spraw bezpieczeństwa. Ale wiadomo, że na pewno nie zostaną na swoich stanowiskach obecny sekretarz bezpieczeństwa Jake Sullivan, sekretarz obrony Lloyd Austin czy sekretarz stanu Antony Blinken – ci ludzie odejdą z administracji nawet w przypadku wygranej Harris.

Czytaj więcej

Przed wyborami gospodarka USA jest w niezłym stanie

Dziś nie wiemy, jak nowa prezydent ułoży sobie personalia. Za to wiemy, że wejdzie w politykę międzynarodową ze spojrzeniem, które jest mniej europocentryczne niż to obecne. Dopiero na to można nałożyć kwestię kontynuacji. Dlatego także w tym wypadku też jest to niewiadomą. Oczywiście będzie wsparcie dla NATO, ale już nie wiemy, w jakiej formie. Przypomnijmy, że Barack Obama próbował dokonać słynnego piwotu do Azji.

W czasie jego kadencji wstrzymano rozbudowę amerykańskiej bazy w Redzikowie.

Dokładnie tak. Dobrze, że Phil Gordon rozumie świetnie Bliski Wschód i Europę Zachodnią. On odwiedzał Warszawę wielokrotnie, ale… nie czuje naszego regionu.

Czyli na przekór wszystkiemu dla naszego bezpieczeństwa może być korzystniejsza wygrana Trumpa?

Nie, zdecydowanie nie, ponieważ jest kilka wymiarów, o których nie mówiliśmy. Na pewno nie można się spodziewać tego, że Kamala Harris będzie wycofywać wojska amerykańskie z Europy. Poza tym, ona na pewno nie wrzuci Ukrainy pod autobus w sposób, w jaki to może zrobić Trump. Z drugiej strony ona też, przynajmniej na początku, nie wzmocni Ukrainy tak, by wygrała.

Jedna z największych różnic między nimi, co pośrednio wiąże się z bezpieczeństwem, to ich przełożenie na system amerykański. Kamala Harris z pewnością nie będzie rozmontowywać elementów instytucjonalnych demokracji w USA. A prezydent Donald Trump może się o to pokusić, np. używając do tego Departamentu Sprawiedliwości. A jeżeli zaufanie do Ameryki jako tego czołowego państwa demokratycznego na świecie spadnie, to wzrośnie pozycja takich stronnictw, jak Alternatywa dla Niemiec czy Viktora Orbána, a to bardzo szybko przełoży się na nasze bezpieczeństwo i stabilność Europy. Przyszła działalność prezydenta w kontekście demokracji amerykańskiej to może być największa stawka tych wyborów. O tym mówią nie tylko liberalni demokraci, ale też republikanie głównego nurtu. Oni boją się tego, że Ameryka przestanie być liderem demokracji.

A jak nowy prezydent USA wpłynie na sojusz północnoatlantycki?

Wybory w Stanach Zjednoczonych odbywają się w momencie, gdy nasi przeciwnicy, przeciwnicy Zachodu w Rosji, Korei Północnej, Chinach i Iranie, są w stanie wojny wobec nas. To, że my, jako Zachód i NATO, niewystarczająco głośno o tym mówimy, nie zmienia tego faktu. Dlatego te wybory są tak kluczowe.

Jasne jest, że Europa powinna wzmocnić swoją odpowiedzialność za bezpieczeństwo europejskie. Jeżeli prezydentem zostanie Donald Trump, to szok spowodowany jego wyborem może wywołać taką refleksję. Najważniejszym miejscem, gdzie taki szok jest potrzebny, są Niemcy. Niestety, słyszę od moich niemieckich kolegów, że wybór Trumpa może spowodować w Niemczech paraliż, wywołać moment zachowawczy i tam nic się nie wydarzy aż do wyborów parlamentarnych przyszłej jesieni. Jeszcze dwa lata temu mówili o tym, że taki wybór będzie oznaczać duże zmiany. Teraz mówią o paraliżu. Retoryka Trumpa z kampanii de facto podważała artykuł piąty NATO.

Ale to była jedna wypowiedź.

Tak. Ale jeden wpis na portalu X może mieć wielką siłę rażenia i mocno osłabić wiarygodność. Nie jest wykluczone, że dojdzie do podziału na dobrych sojuszników, którzy dużo wydają na obronność, i tych złych, którzy tego nie robią, i należy przesunąć wojska amerykańskie do tych dobrych, na wschód, w tym do Polski. Pytanie, jakby to się przełożyło na dynamikę między sojusznikami, bo z perspektywy Polski my potrzebujemy i USA, i Niemiec.

Jeżeli wygra Kamala Harris to akurat w obszarze NATO faktycznie będzie bardzo dużo kontynuacji. Ale w tym wypadku niebezpieczeństwo polega na tym, że nasi zachodni sojusznicy w Europie stwierdzą, że dalej nie muszą się zbroić, bo jest OK. I tu rolą Polski będzie to, by przypominać jednak o potrzebie tego, że musimy wziąć odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo.

Bo prezydent USA, nieważne, kto to będzie, może zostać odciągnięty od Europy. Na Bliskim Wschodzie się pali, a na Indo-Pacyfiku ten konflikt się tli. Amerykanie potrzebują silnej Europy.

CV

Michał Baranowski

Michał Baranowski jest dyrektorem zarządzającym GMF East oraz członkiem kierownictwa German Marshall Fund of the United States – think tanku transatlantyckiego, z siedzibą w Waszyngtonie i biurami w siedmiu europejskich stolicach. Baranowski jest autorem publikacji na temat relacji transatlantyckich, polityki zagranicznej USA oraz polityki bezpieczeństwa. Pracował i studiował w Warszawie, Waszyngtonie, Brukseli, Oksfordzie oraz w Maastricht. Był wieloletnim współpracownikiem Rona Asmusa, jednego z amerykańskich architektów rozszerzenia NATO.

Wybory prezydenckie w USA już w najbliższy wtorek. Nie wiemy, kto wygra. Na początku przyjmijmy scenariusz, że będzie to Donald Trump. Jak to wpłynie na nasze bezpieczeństwo?

Istotne będzie to, czy Amerykanie wybiorą w jasny sposób – czy będziemy mieli wynik po trzech–czterech dniach, czy będziemy mieli zawieszenie albo wręcz jakieś zamieszki. To mogą chcieć wykorzystać różni przeciwnicy Zachodu. W Waszyngtonie za zamkniętymi drzwiami gabinetów najwyższych przedstawicieli amerykańskiej administracji można usłyszeć, że obecnie trwają działania hybrydowo-terrorystyczne, wojna podprogowa, którą Rosja toczy głównie w Europie, do pewnego stopnia także w USA. Chodzi o te wszystkie podpalenia, próby zabójstw czy dywersje. O tym dużo mówi się również podczas spotkań Rady Północnoatlantyckiej, ale to się mało przebija do świadomości obywateli. Administracja amerykańska nie zdecydowała się wyjść z tym publicznie, tak jak to zrobiła z nagłośnieniem rosyjskich przygotowań do inwazji na Ukrainę. Zakładam, że po wyborach to się może zmienić i wówczas zobaczymy, jak ta wojna hybrydowa wygląda. W przypadku tej niepewności powyborczej takie działania mogą się jeszcze nasilić.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Strategiczne Spotkania w Świecie Biznesu
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Frankowa kontrofensywa banków
Biznes
Nie ma już certyfikowanego mechanizmu badania internetu. Co z reklamacjami?
Biznes
Nvidia chwali się wynikami kwartalnymi. Lepsze od prognoz
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Biznes
Francja mniej atrakcyjna dla inwestorów zagranicznych