Materiał powstał we współpracy z Wartą
Czy planowane w Polsce elektrownie jądrowe będą bezpieczne?
Zdecydowanie tak. Spokojnie mogę powiedzieć, że obecnie projektowane elektrownie jądrowe III, III+, a w przyszłości IV generacji są już bardzo bezpieczne. W tej chwili ich zabezpieczenia są projektowane tak, by zadziałały samoczynnie. Obecnie, w przypadku zbyt wysokiej temperatury chłodziwa reaktora zabezpieczenia działają na zasadzie praw fizyki mechanicznej – siły ciążenia czy ciśnienia hydrostatycznego, a nie tylko w oparciu o elektryczne czy elektroniczne mechanizmy. Czyli pręty bezpieczeństwa, spowalniające reakcje, powinny same wsunąć się do reaktora pod wpływem własnego ciężaru.
Jest też wiele innych pasywnych układów bezpieczeństwa, działających nawet bez zasilania elektrycznego. Gdyby jednak doszło do stopienia rdzenia reaktora, to zabezpieczenia występujące już w elektrowniach III generacji powodują, że taki rdzeń zostaje zatrzymany w obudowie bezpieczeństwa. Wszystkie systemy zabezpieczające są zdublowane i wzajemnie się uzupełniają. Chodzi o to, żeby kompleksowa ochrona w nowoczesnej elektrowni była w 100 proc. pewna. Żebyśmy się nie obawiali, że jakiś element elektryczny czy elektroniczny źle zadziała. Wszystko ma działać intuicyjnie. Projektowane dla Polski elektrownie jądrowe są już najwyższej jakości, bez względu na to, który dostawca je przygotuje. Ten standard jest zapewniany przez każdego renomowanego producenta.
Awarie w elektrowniach jednak się zdarzają.
Sporo awarii było w początkach projektowania i stosowania technologii jądrowej, w latach 60., 70., czasami też w 80. XX wieku. Mówię tutaj o wyciekach, przegrzaniach, skażeniach radioaktywnych. W tej chwili tego typu awarie są bardzo rzadkie. Jeśli coś się dzieje, to są to głównie awarie „punktowe”, w pomieszczeniach izolowanych. Jeśli coś wydostaje się na zewnątrz, to w bardzo małych ilościach. Zabezpieczenia działają.
Mięliśmy katastrofę w Japonii, w elektrowni Fukushima.
Tak. Doszło do niej jednak w następstwie katastrofy naturalnej, po tsunami wywołanym trzęsieniem ziemi. Zarzuty stawiane są przy tym zarządowi elektrowni: mur oporowy, który miał ją zabezpieczać przed tsunami, ze względów oszczędnościowych był zbyt niski. Miał wysokość 6 m, a fala tsunami około 13 m. Ponadto zastępcze, awaryjne generatory elektryczne zostały umieszczone zbyt nisko. W przypadku braku energii elektrycznej miały się włączyć i chłodzić reaktory. Zalała je jednak woda i dlatego się nie uruchomiły. W Polsce i naszej części Europy ryzyko trzęsienia ziemi jest jednak bardzo małe. To samo z falami tsunami. Małe trzęsienia, które zdarzają się obecnie głównie na Śląsku, mają siłę najwyżej 3–4 stopni w skali Richtera, są punktowe i w ogóle nie są zagrożeniem dla elektrowni, które mają być budowane w naszym kraju. Zresztą należy dodać, że aktualnie budowane elektrownie jądrowe są zaprojektowane w taki sposób, aby wytrzymać nawet duże trzęsienie ziemi i są budowane również na terenach sejsmicznych.