Mimo że resort obrony skąpi informacji na temat wartości planowanych zakupów sprzętu dla Wojsk Obrony Terytorialnej, jedno nie ulega wątpliwości: broń i wyposażenie logistyczne WOT będzie pochodziło z polskich fabryk.
– Dokładne liczby dotyczące uzbrojenia i wyposażenia są niejawne, ale skalę potrzeb dokładnie określiliśmy w planach modernizacji technicznej. W grę wchodzi raczej lekki oręż: od klasycznej broni strzeleckiej automatycznej i wyborowej po moździerze 60 mm i przenośne zestawy kierowanych pocisków przeciwpancernych czy przeciwlotniczych. Do tego terenowe pojazdy i polowy sprzęt pływający – wylicza Grzegorz Kwaśniak, szef biura ds. utworzenia obrony terytorialnej.
Karabiny z Radomia
Uzbrojenie 38 tys. ochotników WOT to szansa na długofalowy biznes dla wielu rodzimych zakładów sektora obronnego. Trudno sobie wyobrazić, by nie skorzystał z okazji radomski Łucznik, należąca do Polskiej Grupy Zbrojeniowej fabryka broni strzeleckiej. Na razie firma wytwarza automatyczne karabinki beryl i licencyjne pistolety niemieckiego Walthera, ale jest już praktycznie gotowa do uruchomienia produkcji nowego, modułowego karabinka szturmowego kalibru 5,56 mm MSBS. Oprócz tego pracuje nad nowym pistoletem PR-15 Ragun.
Cięższą i precyzyjną broń oferują obronie terytorialnej także należące do PGZ Zakłady Mechaniczne Tarnów. Na zamówienie armii robione są tam karabiny maszynowe UKM 2000, klasyczne przenośne moździerze 60 mm i cała rodzina karabinów wyborowych (w tym wielkokalibrowych), takich jak Alex, Tor czy Bor. To w Tarnowie kończą się prace nad polskimi granatnikami rewolwerowymi 40 mm, idealną bronią do użycia z zasadzki.
Na dostawach dla nowej formacji powinny zarobić skarżyskie zakłady Mesko produkujące amunicję. – Portfel zamówień mamy wypełniony na najbliższe dwa lata. Potrzeby obrony terytorialnej potraktujemy jednak priorytetowo – zapewnia Piotr Jaromin, wiceprezes nadzorujący sprzedaż skarżyskiej spółki.