– Trzy nadleśnictwa w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego są wysoce nierentowne, choć nie wynika to z ich sprawozdań finansowych – twierdzi dr Antoni Kostka z Fundacji Dziedzictwa Przyrodniczego. Chodzi o nadleśnictwa Cisna, Lutowiska oraz Stuposiany. Generowany przez nie deficyt pokrywany jest transferami z Funduszu Leśnego, które wynoszą obecnie 26 mln zł rocznie – ustalił ekonomista na podstawie sprawozdań finansowych Lasów Państwowych. Wyniki opisał w raporcie opublikowanym na stronie Fundacji.
Główny zarzut: nadleśnictwa są pod kreską już od wielu lat, a leżą na terenach, które ekolodzy od lat chcą dołączyć do obszaru Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Jak obliczyła Fundacja, Lasy Państwowe pozyskały na tym obszarze w ciągu ostatnich siedmiu lat (2012–2018) łącznie 1,53 mln m sześc. drewna, średnio 217 tys. rocznie. Ze sprzedaży uzyskały 257 mln zł przychodu. W tym czasie nadleśnictwa otrzymały łącznie 190 mln zł dopłat z Funduszu Leśnego, zarządzanego przez Lasy Państwowe. Tymczasem wpłaciły do niego jedynie 36,5 mln zł. Po potrąceniach kosztów innych zadań, zdaniem ekologów, w ciągu tych siedmiu lat Lasy dopłaciły więc do tych trzech nadleśnictw łącznie 144,6 mln zł.
– Fundusz Leśny miał być przeznaczony na pomoc nadleśnictwom, które są czasowo, przejściowo nierentowne. Tu mamy jednak do czynienia z trwałym deficytem od co najmniej dziesięciu lat. Drzewa są też wycinane w terenie, w którym od 20 lat planowany jest rezerwat – mówi Kostka.
Lasy odrzucają jednak argument deficytowości. – Fundusz leśny zakłada, że część nadleśnictw będzie stale bądź tymczasowo deficytowa – mówi Anna Malinowska, rzeczniczka prasowa Lasów Państwowych. – Zarzut, że coś jest deficytowe, jest kuriozalny, bo cały Fundusz pokrywa deficyty poszczególnych nadleśnictw, bo zakłada, że są regiony Polski, gdzie w nadleśnictwach ważne są inne funkcje, a nie pozyskiwanie drewna. To nie jest też prywatna firma, że mamy maksymalizować zysk – dodaje.
Ekolodzy nagłaśniają jednak deficytowość nadleśnictw, ponieważ rośnie dostępność innych sposobów na zarabianie na lasach. Zamiast wycinania lasów na drewno proponują rozwój turystyki ekologicznej. Tzw. birdwatching przynosi dochody mieszkańcom bez uszczuplania przyrodniczych walorów regionu, nie prowadzi też do wycinania starych drzew i rozjeżdżania szlaków przez ciężki sprzęt, na co skarżą się bieszczadzcy turyści.