NIK mnoży wątpliwości związane z funkcjonowaniem Biura do spraw Proobronnych MON. Zarzuty dotyczą m.in. finansowania organizacji paramilitarnych i ich udziału w ćwiczeniach wojskowych.
Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła komórkę w MON, która stała się oczkiem w głowie Antoniego Macierewicza. Odpowiada ona za kontakty z organizacjami proobronnymi i klasami mundurowymi. Kontrola została przeprowadzona na przełomie 2016 i 2017 roku. Wnioski pokontrolne trafiły do MON oraz Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Teraz trwają prace nad ostatecznym kształtem raportu.
Ustaliliśmy, że wnioski pokontrolne są wyjątkowo niekorzystne dla resortu obrony. NIK ocenia m.in., że działalność tej komórki służyła „promocji samego biura oraz niektórych organizacji proobronnych, a nie wsparciu systemu obronnego państwa poprzez wykorzystywanie potencjału organizacji prooobronnych".
Zgoda od Misiewicza
Wątpliwości kontrolerów budzi np. fakt włączenia przedstawicieli tego biura do Komisji do spraw Zlecania Zadań Publicznych w Zakresie Obronności, która dzieli pieniądze MON na realizację różnych zadań. Jak ustaliła NIK, członek biura uczestniczył w pracach tej komisji przez dwa lata na podstawie jednorazowego zaproszenia, wydanego na posiedzenie komisji 5–6 kwietnia 2016 r., które zostało pozytywne rozpatrzone nie przez ministra Macierewicza, ale szefa gabinetu politycznego Bartłomieja Misiewicza, który na wniosku zapisał tylko „zgoda". Efekt był taki, że przedstawiciele biura, będąc autorami tematów zadań planowanych do sfinansowania i po wstępnych uzgodnieniach ich z konkretną organizacją pozarządową, oceniali ją na posiedzeniach komisji i współdecydowali o wysokości dotacji dla tej organizacji.
Z danych zebranych przez NIK wynika, że biuro rozdysponowało na różne zadania dla takich organizacji w latach 2015–2016 r. 937 tys. zł, a w 2017 r. – 2 mln zł. Pieniądze poszły m.in. na szkolenie wojskowe uczniów.