Kontrowersje wokół podjętej w czerwcu 2016 r. referendalnej decyzji o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE nie słabną. Powodów do burzliwej artykulacji kłopotów związanych z brexitem jest wiele. Należą do nich nie tylko formalne trudności z pierwszą w historii próbą opuszczenia Unii przez jej państwo członkowskie, mające w tym przypadku olbrzymie polityczno-gospodarcze znaczenie dla Wspólnoty. Ok. 20 proc. Brytyjczyków potraktowało głosowanie po prostu jako okazję do wyrażenia niezadowolenia z niektórych elementów unijnej polityki, niekoniecznie przewidując konsekwencje swego głosu. Aktualne sondaże w Wielkiej Brytanii konsekwentnie wskazują na średnio 4-proc. przewagę żałujących podjętej decyzji.
Ciekawe jest pytanie o formalną możliwość ewentualnej zmiany decyzji o brexicie, sygnalizowane przez różnych polityków i ekspertów. Sednem toczącej się na ten temat debaty jest stanowisko obywateli mających neutralne poglądy dotyczące Unii, ale oczekujących od rządu skutecznego odnoszenia się do ich codziennych problemów, takich jak słabo działający system ochrony zdrowia, nierosnące od dłuższego czasu pensje czy wyzwania w polityce społecznej, także te powodowane napływem biednych imigrantów.
W referendum ta grupa obywateli skłonna była oskarżać o swe kłopoty Unię. Dzisiaj widzi jednak, że wyjście z UE może nie tylko w niczym nie pomóc, ale dodatkowo zwiększyć istniejące kłopoty. Gdy negocjacyjne problemy w sprawie brexitu będą się przedłużać, poglądy krytyczne wobec wyniku referendum zaczną się zapewne nasilać. A to może być istotny sygnał dla wielu polityków – tym bardziej że opozycja, z Partią Pracy na czele, wydaje się coraz wyraźniej dostrzegać możliwe polityczne korzyści z przeciwstawiania się brexitowi.
Zniecierpliwienie Brytyjczyków i rosnące przekonanie o negatywnych konsekwencjach gospodarczych brexitu mają swoje poważne powody. Wiele pytań rodzi okres przejściowy między marcem 2019 r., czyli planowanym formalnym wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii, a grudniem 2020 r., kiedy to miałby się zakończyć ów okres przejściowy. W jego trakcie Wielka Brytania miałaby być w pełni podporządkowana unijnemu prawu, nie mając żadnych możliwości współdecydowania o jego stanowieniu i interpretacji. A po brexicie olbrzymie, rozbudowane przez dekady obszary współpracy przesądzą zapewne o konieczności zaakceptowania większości regulacji bez jakiegokolwiek wpływu na ich tworzenie w ramach Unii.
A co zrobić w sytuacji definitywnego wyjścia Wielkiej Brytanii z obowiązującej unii celnej wobec twardo deklarowanej przez rząd brytyjski intencji zachowania pełnej otwartości granicy Irlandii Północnej z państwami UE? Eksperci unijni uważają, że jest to pomysł niemożliwy do zrealizowania. Wszystko to jest w istocie tylko fragment znacznie większego problemu dotyczącego przyszłej umowy handlowej Unii z Wielka Brytanią, a na jej wynegocjowanie potrzeba czasu. Na razie negocjacje prowadzone są w ramach art. 50 traktatu unijnego, mówiącego o wychodzeniu z Unii, a nie o warunkach nawiązywania z nią kontaktów niejako na nowo.