Podobne obawy ma Marcin Zajączkowski, prezes Uzdrowiska Ciechocinek, które turnus rozpoczyna 24 czerwca. Jego zdaniem dodatkową przeszkodą jest sama konieczność wykonania testu:
– W województwie kujawsko-pomorskim jest 19 punktów drive-thru, w których można wykonać testy, głównie w miastach powiatowych. Wiele z nich działa tylko kilka godzin dziennie. Dla starszych, samotnych osób z małych miejscowości to cała wyprawa. Barierą może być samo nazewnictwo: osobę po osiemdziesiątce, która nie zna angielskiego, może odstraszać już samo słowo „drive-thru" – zauważa Marcin Zajączkowski.
Rzecznik NFZ Sylwia Wądrzyk zapewnia jednak, że prawidłową nazwą są punkty testowania „drive-thru", a pracownicy wojewódzkich oddziałów Funduszu osobiście dzwonią do każdego kuracjusza, tłumacząc, jak trafić do punktu i w jakich zgłosić się godzinach. A dostęp do żadnego z 217 punktów funkcjonujących w kraju nie jest ograniczony. I dodaje, że w poniedziałek przed południem wyniki wymazów dostępne były dla 765 pacjentów, a w poniedziałek leczenie w uzdrowiskach miało rozpocząć 524 pacjentów (do końca czerwca blisko 17,5 tys.).
Za mało autobusów
W normalnych warunkach „niedojazdy" stanowią ok. 10 proc. skierowań na leczenie na koszt NFZ. Sanatoria rekompensują je sobie jednak pobytami komercyjnymi (Uzdrowisko Ciechocinek w ciągu pięciu lat zwiększyło udział gości komercyjnych z 5 do 20 proc.). W tym roku również pacjentów, którzy finansują pobyt z własnej kieszeni, może być mniej. Również dla nich warunkiem rozpoczęcia leczenia jest negatywny wynik testu diagnostycznego w kierunku SARS-CoV-2, za który trzeba zapłacić około 400 zł. W dodatku test można wykonać w punkcie pobrań nie wcześniej niż na sześć dni przed terminem rozpoczęcia pobytu.
Zdaniem członków Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP do przyjazdu może zniechęcać także mniejsza liczba pociągów i autobusów, a nie każdy może sobie pozwolić na dojazd samochodem.
– Problemem jest to, że NFZ nie bierze odpowiedzialności za osoby, które nie dojechały, płacąc tylko za zrealizowane świadczenia, a sanatorium nie ma wpływu na obłożenie turnusu. Jedynym rozwiązaniem jest przeniesienie listy z Funduszu do ośrodków sanatoryjnych. Wówczas będą mogły wziąć następnego pacjenta z listy i mieć dzień przerwy, a nie, jak to się dzieje w turnusach dziecięcych, aż cztery tygodnie – mówi Jarosław Wieszołek, prezes Śląskiego Centrum Rehabilitacyjno-Uzdrowiskowego w Rabce-Zdroju im. dr. Adama Szebesty.