Podczas zakończonych właśnie nieformalnych obrad szefów resortów wewnętrznych państw unijnych w Luksemburgu, wiceminister spraw wewnętrznych Piotr Stachańczyk powiedział, że Polska jest gotowa na przyjęcie dwóch tysięcy uchodźców z Syrii i Erytrei.
Jednak jak pokazuje nasz sondaż, decyzję o przyjęciu uchodźców popiera mniej niż co czwarty ankietowany.
– Jesteśmy społeczeństwem klaustrofobicznym. Polacy zawsze byli zdystansowani nie tylko wobec osób z odległych krajów i innych kultur, ale także tych obcokrajowców, którzy mieszkają na terenie Polski – Romów, Litwinów, Białorusinów czy Ukraińców – przypomina prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny. – Spojrzenie na obcokrajowców zmienia się dopiero wtedy, gdy ich obecność w Polsce można przekuć na konkretny zysk typu zatrudnienie na czarno Ukrainkę do sprzątania. Wtedy ich pochodzenie nie jest już takim problemem. Tu jednak takiej możliwości nie widzą – dodaje ekspert. Trudno też mówić o gotowości Polski na przyjęcie imigrantów. Zgodnie z deklaracjami MSW mają oni mieszkać w specjalnych ośrodkach prowadzonych przez Urząd do Spraw Cudzoziemców. Takich placówek jest w Polsce 13.
Dodatkowo mają być oni objęci specjalnym programem integracyjnym, w ramach którego mieliby uczyć się języka polskiego, poznawać naszą kulturę i lokalną społeczność. – Z tym może być jednak problem. Integracją cudzoziemców w Polsce zajmują się organizacje pozarządowe a finansowane są przeważnie ze środków unijnych. Tak się jednak niefortunnie stało, że wszystkie tegoroczne fundusze na ten cel już się wyczerpały, a ludzie, którzy się tym zajmowali, szukają teraz innej pracy. To oznacza, że nie będzie komu i za co zorganizować dla nich zajęć integracyjnych – mówi Mirosław Bieniecki z Instytutu Studiów Migracyjnych.
Jego zdaniem brak takich działań spowoduje eskalację niechęci wobec imigrantów i doprowadzi do niepotrzebnych tarć społecznych. – Szczególnie silne będą one ze strony środowisk skrajnie prawicowych – mówi Bieniecki.