Rozprawa odbyła się 21 marca, był na niej mąż. Nadeszły dwie opinie lekarskie: radiologa i pediatry. Radiolog stwierdził, że nie jest w stanie określić, skąd Bianka miała takie obrażenia – czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy uderzenie. Pediatra natomiast wystawił nam korzystną opinię, że ten obrzęk powstał między 24 a 48 godzin wcześniej, że na naszą korzyść świadczy fakt, że przyszliśmy z dzieckiem do lekarza, co świadczy o tym, że niczego nie ukrywaliśmy.
Zarządzono przerwę, po której social service wycofał zarzuty wobec nas. Sędzia przeprosił nas za całą sprawę i przyznał, że padliśmy ofiarą nieudolnego systemu.
Gdyby nie to, że przeżyliście koszmar, mogłaby pani czuć satysfakcję. Wróci pani z dziećmi do Anglii?
Czuję smutek i wściekłość, bo bezpodstawnie zniszczono życie i zdrowie mojej rodziny. Syn ma napady agresji, bije się pięściami po twarzy, boi się, powtarza: „Jestem głupi". Zawsze miałam z nim bardzo bliski kontakt, teraz nie umiem do niego dotrzeć. I boje się o niego.
Do Anglii nie wrócimy, ale wytoczymy powództwo Wielkiej Brytanii za to, co zrobiono nam, a zwłaszcza synowi. Zrobiono to dla statystyk i pieniędzy, bo za każdą taką sprawę social service dostaje ogromne pieniądze. Dowiedziałam się też, że to była pierwsza sprawa prowadzona przez nową pracowniczkę opieki społecznej.
Chciałam o tym powiedzieć, bo czasu już nie wrócę. Z tym, co przeżyliśmy, musimy się teraz zmierzyć sami. Ale może komuś pomoże nasza historia, może Anglicy zmienią ten okrutny system, tak by faktycznie celem była ochrona dzieci, a nie niszczenie ich rodzin. Szukamy też prawnika, który pomoże nam walczyć o zadośćuczynienie.
Polscy emigranci tracą dzieci
W ubiegłym roku do rodzin zastępczych trafiło 274 polskich dzieci mieszkających w Wielkiej Brytanii. O 25 więcej niż rok wcześniej – wynika z danych Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które ujawniła niedawno „Rzeczpospolita". Tylko 54 z nich wróciło do rodziców, zostało przekazanych pod opiekę krewnych lub wyjechało wraz z rodzicami z Wysp.
Wśród nich są dzieci państwa Mroczkowskich, których dramatyczną historię przedstawiamy w wywiadzie. Pokazuje ona, że służby socjalne mogą się mylić. Na straży prawdy stoi brytyjski sąd, który w ciągu pół roku musi zweryfikować oskarżenia. Jeśli się potwierdzą, dziecko umieszczone jest w rodzinie zastępczej praktycznie do 18. roku życia.
Dzieci odbieranych polskim emigrantom przybywa także w Irlandii (z zaledwie pięciorga w 2016 r. do 14 w ubiegłym roku) i w Niemczech, gdzie do rodzin zastępczych trafiło 64 polskich dzieci (39 dzieci rok wcześniej). Jak podkreśla MSZ, żadne dziecko w Irlandii nie wróciło do rodziców, w Niemczech – 19, ale cześć z nich trafiła do krewnych lub wróciła do Polski.
W Niemczech i Wielkiej Brytanii mieszka najwięcej polskich emigrantów.
To na pewno dane niedoszacowane – pochodzą bowiem ze zgłoszeń rodziców lub ich opiekunów prawnych oraz informacji władz miejscowych. Jak twierdzi MSZ, liczba ta może być większa. Także do polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości trafia coraz więcej spraw dzieci polskich emigrantów. Liczba takich przypadków w ciągu roku wzrosła o ok. 40 proc. Ale są to również sprawy sprzed kilku, a nawet kilkunastu lat.
Pod koniec 2016 r. na emigracji przebywało ponad 2,5 mln Polaków, o 118 tys. osób więcej niż rok wcześniej. Nowszych danych GUS nie posiada.
Nie ma miesiąca, by polonijne media nie nagłaśniały historii, w której polska rodzina straciła dzieci. Najczęściej z powodu nadużywania alkoholu i przemocy fizycznej, a także zaniedbywania dzieci. Głośno było niedawno o rodzinie mieszkającej w Southampton, której brytyjskie służby socjalne odebrały dwójkę dzieci, po tym jak na ciele siedmioletniego Wiktora odkryto w szkole siniaki. Dziecko miało być też agresywne. Katarzyna Ż., matka dzieci, żaliła się, że „może to spotkać każdą polską rodzinę".
Nagłaśniane przez polskie media są sprawy z Niemiec. W październiku 2017 r. hamburski Jugendamt zabrał rodzicom (podczas ich nieobecności) 10-miesięczną Marcelinę. W sprawę zaangażowali się minister sprawiedliwości i Polskie Stowarzyszenie Rodziców przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. Rodzice Marceliny złożyli zawiadomienie do niemieckiej prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez Jugendamt.
– Polski system ochrony dzieci różni się od brytyjskiego. Poprzeczka interwencji w sprawie dzieci w Wielkiej Brytanii jest ustawiona znacznie niżej i wielu polskich emigrantów tego nie rozumie. Tu interes dziecka stawia się ponad wszystko – mówił nam Artur Gajewski, ekspert sądowy w Wielkiej Brytanii i dyrektor organizacji AG Family Support, pomagającej rodzinom z problemami.
W różnych krajach dobro dzieci jest inaczej definiowane, inne są też normy zachowań. W Polsce przyjmuje się, że dziecko jest własnością rodzica, w krajach Europy Zachodniej, że nad dobrem dziecka czuwa państwo. Wiele problemów wynika z różnic kulturowych, odmiennego sposobu wychowania. Zderza się z tym nowa polska emigracja – głównie młodzi ludzie, którzy mają dzieci lub rodzą się one już za granicą. Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości chce wprowadzić do przepisów unijnych (tzw. Bruksela 2 bis) wymóg pozwalający skierować małego emigranta do rodziny mu bliskiej, także kulturowo – w rodzinie z kraju jego pochodzenia, np. do krewnych. Polskę popierają Węgry i Łotwa.
Czytaj także wybór najlepszych tekstów z pozostałych miesięcy 2018 roku:
STYCZEŃ: Bartkiewicz: Nanga Parbat - dlaczego czasem warto milczeć?
LUTY: Błaszczak ustąpił Macierewiczowi
MARZEC: Wypadek Szydło: bunt śledczych
KWIECIEŃ: Jerzy Dziewulski: Widziałem teczki osób z listy Macierewicza
MAJ: Jak polscy emigranci tracą dzieci
CZERWIEC: Zakaz strzelania dla żołnierzy WOT
LIPIEC: Zbrodnie w imię nauki
SIERPIEŃ: Donald Trump chce zmienić z Andrzejem Dudą Europę
WRZESIEŃ: Sędzia Trybunału Stanu: Obowiązuje konstytucja z 1935 r.
PAŹDZIERNIK: Godło Polski jest plagiatem?
LISTOPAD: „Brak standardów”. Szybka habilitacja Marka Chrzanowskiego
GRUDZIEŃ: Nieuchronność klęski klimatycznej
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95