Od 1 sierpnia każdy funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa otrzymuje roczny dodatek specjalny w wysokości do 75 proc. pensji zasadniczej – to efekt nowelizacji ustawy o SOP, którą pod koniec lipca podpisał prezydent. Przed wakacjami rząd podniósł maksymalny limit wydatków dla SOP do 3,67 mld zł (budżet tej służby wzrósł z 228 do 245 mln zł, a w 2019 r. sięgnie aż 382 mln zł).
W ustawie o SOP (uchwalonej w grudniu 2017 r., weszła w życie w marcu tego roku) zapisano, że dodatek specjalny może wynieść do 50 proc. uposażenia zasadniczego i może być przyznany na okres sześciu miesięcy. Nowelizacja podwyższa wysokość dodatku aż o 25 proc., a także dwukrotnie wydłuża jego zastosowanie. Podatnicy zapłacą za to w tym roku ponad 245 mln zł – w ciągu dziewięciu lat dodatki specjalne dla sopowców kosztować nas będą aż ponad 3,6 mld zł. Poza tym funkcjonariusz SOP otrzymuje jeszcze inny stały dodatek – uzasadniony szczególnymi kwalifikacjami, warunkami lub miejscem pełnienia służby (do 20 proc. uposażenia zasadniczego).
Czytaj także: Ochrona władzy ważniejsza niż ochrona obywateli
Specjalne traktowanie
Rząd traktuje SOP, który zajmuje się ochroną najważniejszych osób w państwie, ale także obiektów rządowych, w wyjątkowy sposób. W czerwcu – co ujawniła „Rzeczpospolita" – jej funkcjonariusze niespodziewanie otrzymali od premiera Mateusza Morawieckiego ogromne podwyżki pensji zasadniczej – tzw. wielokrotność? kwoty bazowej, stanowiącą? przeciętne uposażenie funkcjonariuszy SOP. Została ona podniesiona do 3,99 z planowanych jeszcze w marcu 3,39. Daje to co najmniej 6 tys. zł pensji i spowodowało bunt innych służb mundurowych, głównie policjantów czy Straży Granicznej (dla nich pieniędzy na podwyżki już nie ma).
Efekt? Tylko w czerwcu w SOP zatrudniono 28 nowych funkcjonariuszy. Dziś pracuje w niej niespełna 2 tys. funkcjonariuszy (i blisko 300 pracowników cywilnych) – rząd chce, by do 2022 r. samych funkcjonariuszy było 3 tys., a więc o tysiąc więcej niż obecnie.