Najpierw wypowiedź rzeczniczki Komisji Europejskiej dotycząca tzw. legitymacji KE do badania praworządności w Polsce, potem stanowisko wiceprzewodniczący Komisji. O czym to świadczy?
Artur Wróblewski: Szybka odpowiedź KE na polskie stanowisko, czwartkowa reakcja Fransa Timmermansa oraz wtorkowe ostre słowa kanclerz Niemiec Angeli Merkel pokazują – żeby przywołać tutaj metaforę o strategii prezydenta Obamy wobec Korei Północnej – że „strategiczna cierpliwość" Unii wobec Polski zaczyna się kończyć.
O ile troska o ochronę zasady praworządności w państwach unijnych jest w pełni uzasadniona i wynika z traktatów, o tyle ekspresowe odrzucenie polskiego stanowiska – dzień po wpłynięciu 12-stronicowego pisma polskiego rządu uzasadniającego, że reforma odpowiada na społeczne potrzeby – zastanawia. Pokazuje, że KE przechodzi chyba do ofensywy i być może do tzw. opcji nuklearnej, czyli art. 7 TUE.
Czy są to stanowiska po dogłębnej analizie polskiej odpowiedzi?
Merytoryczna dyskusja na temat zmian wokół wymiaru sprawiedliwości między KE a polskim rządem toczy się od stycznia 2016 r., czyli od uruchomienia procedury praworządności. Wszystko, co miało być powiedziane, zostało powiedziane. Widzimy, że strony okopały się na stanowiskach i żonglują tymi samymi argumentami. Warto przypomnieć, że dyskusja o kwestiach spornych toczyła się już w pismach Waszczykowskiego z 4 sierpnia i odpowiedzi Timmermansa z 8 sierpnia br. Tam już wyłożono wszystkie argumenty. Minister Waszczykowski narzekał zaś, że KE nie ma woli prowadzenia dialogu prawnego, tylko powtarza schematycznie te same opinie – czyli cytuje artykuł 2 (zasada praworządności) i art. 19 TUE (niezależność sądów), zaś polski rząd przypomina, że traktat o funkcjonowaniu UE nie przewiduje „podstawy prawnej do regulowania w prawie UE ustroju i organizacji wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich". Jest to domena państwa członkowskiego.