Sąd o wypadku premier Beaty Szydło: Prosta sprawa

Obrona wytknie braki śledztwa i podważy status rządowej kolumny BOR. Głośny proces ruszy w Oświęcimiu

Aktualizacja: 13.06.2018 14:46 Publikacja: 12.06.2018 19:59

Sprawa wypadku Beaty Szydło od początku budziła wiele wątpliwości

Sprawa wypadku Beaty Szydło od początku budziła wiele wątpliwości

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

„Wszyscy są równi wobec prawa, więc udział w wypadku komunikacyjnym premiera Polski nie może mieć znaczenia dla prowadzenia sprawy przez żaden sąd" – tak Sąd Apelacyjny w Krakowie uzasadniał swoją decyzję, w której nakazał, by proces kierowcy seicento poprowadził Sąd Rejonowy w Oświęcimiu.

Prokuratura uważa, że to Sebastian K. 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu spowodował wypadek kolumny rządowej wiozącej ówczesną premier Beatę Szydło. – Nie czuję się sprawcą – mówił „Rzeczpospolitej" K. i nie zgodził się na warunkowe umorzenie sprawy oznaczające przyznanie się do winy – tego chce prokuratura.

Oświęcimski sąd nie chciał prowadzić procesu i wystąpił z wnioskiem, by przenieść go szczebel wyżej – do Sądu Okręgowego w Krakowie. Powołał się przy tym na „szczególną zawiłość i wagę sprawy" oraz kłopoty organizacyjne. Sąd rejonowy wskazywał np. małą kancelarię niejawną i brak możliwości technicznych przesłuchania biegłego z Niemiec w ramach telekonferencji. Jednak nie przekonał Sądu Apelacyjnego.

– Sądy rejonowe mają znacznie większe doświadczenie orzecznicze w przypadku spraw komunikacyjnych niż sądy okręgowe. A ta sprawa jest po prostu wypadkiem komunikacyjnym – mówi „Rzeczpospolitej" sędzia Tomasz Szymański, rzecznik ds. karnych krakowskiej apelacji, o argumentach, które przesądziły o tym, że proces ma się toczyć w Oświęcimiu. – Fakt, iż pokrzywdzoną została ówczesna premier, nie ma znaczenia – mówi sędzia Szymański. – Oskarżony nie miał świadomości, że autem tym jedzie premier, dlatego odpowiada za nieumyślne spowodowanie wypadku – dodaje.

Sąd odrzucił także obawę, że mały sąd nie poradzi sobie z dużą liczbą świadków i zawiłością materiału. – Są opinie biegłych, zeznania świadków, wzajemnie się wykluczające, ale od tego jest sąd, by ocenić, komu da wiarę. To immanentna zasada procesu i orzekania – podsumowuje rzecznik.

Sprawa wypadku Beaty Szydło już od początku budziła wiele wątpliwości. Krakowska prokuratura nie ustaliła kluczowej kwestii: czy kolumna rządowa była uprzywilejowana w ruchu – uznając, że nie miało to znaczenia – bo to Sebastian K. nie dochował „szczególnej ostrożności" przy skręcie w lewo. Problem w tym, że rządowa kolumna wyprzedzała seicento na podwójnej ciągłej i na skrzyżowaniu.

Funkcjonariusze BOR zgodnie zeznali, że rządowe auta miały włączone sygnały świetlne i dźwiękowe – przeczą temu świadkowie zdarzenia.

Już w finale śledztwo przybrało zaskakujący obrót: prowadzący je zespół prokuratorów złożył wnioski o ich wyłączenie (chcieli uznania „borowików" za współwinnych wypadku). Z kolei jak ujawniła „Rzeczpospolita", część świadków, których powołała prokuratura, oceniała psycholog z Oświęcimia, której mąż startował do Sejmu z Beatą Szydło z tej samej listy PiS.

Te wszystkie „ułomności" śledztwa na procesie wytknie obrona, która może sięgnąć także po inne asy w rękawie.

Według informacji „Rzeczpospolitej" obrona wykorzysta kluczowy dowód, jaki kryje się w aktach śledztwa – że Sebastian K. dawał sygnał skrętu w lewo. To potwierdzili biegli badający stan techniczny seicento i temperaturę żarówki w tylnej lampie.

Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach „Alter Ego", uważa, że sąd rejonowy poradzi sobie z oceną, kto zawinił w wypadku. – Od strony merytorycznej to prosta sprawa. Pozostaje tylko kwestia sumienia sędziego, który tu będzie orzekał – mówi Popiel.

Od lat pomaga ofiarom wypadków i uważa, że ewidentnie zawinił kierowca BOR, który nie zachował szczególnej ostrożności. – Pojazd uprzywilejowany może naruszać przepisy ruchu drogowego pod warunkiem zachowania szczególnej ostrożności. Czyli musi upewnić się, że inni uczestnicy na drodze zamierzają ułatwić mu przejazd. Tu kierowca BOR się nie upewnił – mówi prezes Popiel, dodając, że Sebastian K. słusznie nie zgodzili się na warunkowe umorzenie, bo co najwyżej mógł „przyczynić się do wypadku". Choć i to wydaje się wątpliwe. – Nawet nie ustalono, czy pojazd BOR używał „dźwięków", a twierdzenia, że jechał 50 km/h, nawet u laika budzi wątpliwości – podsumowuje prezes Popiel. ©?

Kraj
W Warszawie o sztucznej inteligencji i jej zastosowaniach w chmurze
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Kraj
Szef KRRiT komentuje sprawę prezenterów AI w Off Radiu Kraków. "Likwidator kłamie"
Kraj
Local SoMe’24 – ogłaszamy program i zapraszamy do rejestracji!
Kraj
Konferencja Kod Innowacji 2024: Odkryj technologiczne trendy i innowacyjne rozwiązania
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Kraj
Wicemarszałek województwa śląskiego zatrzymany przez CBA