„Wszyscy są równi wobec prawa, więc udział w wypadku komunikacyjnym premiera Polski nie może mieć znaczenia dla prowadzenia sprawy przez żaden sąd" – tak Sąd Apelacyjny w Krakowie uzasadniał swoją decyzję, w której nakazał, by proces kierowcy seicento poprowadził Sąd Rejonowy w Oświęcimiu.
Prokuratura uważa, że to Sebastian K. 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu spowodował wypadek kolumny rządowej wiozącej ówczesną premier Beatę Szydło. – Nie czuję się sprawcą – mówił „Rzeczpospolitej" K. i nie zgodził się na warunkowe umorzenie sprawy oznaczające przyznanie się do winy – tego chce prokuratura.
Oświęcimski sąd nie chciał prowadzić procesu i wystąpił z wnioskiem, by przenieść go szczebel wyżej – do Sądu Okręgowego w Krakowie. Powołał się przy tym na „szczególną zawiłość i wagę sprawy" oraz kłopoty organizacyjne. Sąd rejonowy wskazywał np. małą kancelarię niejawną i brak możliwości technicznych przesłuchania biegłego z Niemiec w ramach telekonferencji. Jednak nie przekonał Sądu Apelacyjnego.
– Sądy rejonowe mają znacznie większe doświadczenie orzecznicze w przypadku spraw komunikacyjnych niż sądy okręgowe. A ta sprawa jest po prostu wypadkiem komunikacyjnym – mówi „Rzeczpospolitej" sędzia Tomasz Szymański, rzecznik ds. karnych krakowskiej apelacji, o argumentach, które przesądziły o tym, że proces ma się toczyć w Oświęcimiu. – Fakt, iż pokrzywdzoną została ówczesna premier, nie ma znaczenia – mówi sędzia Szymański. – Oskarżony nie miał świadomości, że autem tym jedzie premier, dlatego odpowiada za nieumyślne spowodowanie wypadku – dodaje.
Sąd odrzucił także obawę, że mały sąd nie poradzi sobie z dużą liczbą świadków i zawiłością materiału. – Są opinie biegłych, zeznania świadków, wzajemnie się wykluczające, ale od tego jest sąd, by ocenić, komu da wiarę. To immanentna zasada procesu i orzekania – podsumowuje rzecznik.