W czwartek będziemy obchodzili 101. rocznicę powołania Marynarki Wojennej, tego dnia na patrolowcu ORP „Ślązak" zostanie wciągnięta bandera. Przy tej okazji MON będzie zapewne podkreślało, że niedawno zwodowano kadłub drugiego nowoczesnego niszczyciela min, a ledwie kilka dni temu – holownik ORP „Semko".
Problem w tym, że tak naprawdę nie ma się z czego cieszyć. ORP „Ślązak" budowany był 18 lat, a Marynarka Wojenna jest w fatalnej kondycji. Jej stan doskonale opisano w raporcie Biura Bezpieczeństwa Narodowego: „Potencjał, którym dysponuje obecnie MW RP, nie jest adekwatny do zagrożeń, wyzwań i szans generowanych przez środowisko bezpieczeństwa morskiego RP, stawianych jej zadań oraz akwenów, na których mają być one realizowane".
Niestety ta diagnoza z 2017 roku wciąż jest aktualna. I nic nie wskazuje na to, by coś miało się zmienić. Z aktualnych planów resortu obrony narodowej nie wynika nawet, jaki kształt przyjmie w najbliższym czasie nasza wojenna flota. Można też odnieść wrażenie, że w samym obozie władzy ścierają się różne koncepcje jej rozwoju.
Symptomatycznie brzmi fragment artykułu, który minister Mariusz Błaszczak opublikował niedawno w „Rzeczpospolitej". Odnosząc się do tego rodzaju sił zbrojnych, stwierdził, że „utrzymujemy zdolności bojowe". Wymienił pozyskanie nowych jednostek w ramach programów Orka, Miecznik i Murena „w dużym stopniu z polskich stoczni". I chociaż szef MON obiecuje zakup nowych okrętów podwodnych, a także jednostek nawodnych, nie wiadomo, kiedy to się stanie.
Dzisiaj mamy dwa sprawne – ale przestarzałe – okręty podwodne, które niebawem zostaną wycofane ze służby. Jest jeszcze ORP „Orzeł", który wymaga remontu. Armia planuje reperację w nim m.in. świateł nawigacyjnych oraz masztu anteny, ale też naprawę peryskopu, czyli jednego z kluczowych elementów wyposażenia. To oznacza, że „Orzeł" dyżurów bojowych szybko nie podejmie.