Podobne upokorzenie groziło przed dziewięciu laty Jacques'owi Chiracowi. Chodziło o zarzuty przyznawania stanowisk w ratuszu Paryża za korzyści polityczne, gdy oskarżony był burmistrzem stolicy. 79-letni w chwili rozprawy Chirac przedstawił jednak zaświadczenia lekarskie, które zwolniły go z obowiązku stawienia się na przesłuchania.
Zarzuty wobec Sarkozy'ego dotyczą 2013 r. Były już prezydent walczył wówczas z innymi oskarżeniami: o to, że otrzymał nielegalne wsparcie finansowe w kampanii wyborczej od Liliane Bettencourt, właścicielki koncernu l'Oreal. Śledczy otrzymali prawo do podsłuchiwania tajnej linii telefonicznej, jaką Sarkozy założył pod nazwiskiem Paul Bismuth. W trakcie rozmowy ze swoim adwokatem (a dziś współoskarżonym) Thierrym Herzogiem upomniał się o tajne akta śledztwa w Sądzie Kasacyjnym od mającego do nich dostęp wysokiej rangi urzędnika Gilberta Aziberta. Miał mu za to „załatwić" intratne stanowisko w Monako.
Sprawa Bettencourt została ostatecznie umorzona. Nigdy nie doszło też do procesu Sarkozy'ego w sprawie innych oskarżeń: o finansowanie udanej kampanii prezydenckiej w 2007 r., które miał w zamian za oficjalną wizytę w Paryżu (która doszła do skutku) zorganizować libijski dyktator Muammar Kaddafi. Główny świadek prokuratury, libański handlarz bronią Ziad Takieddine, po ośmiu latach stawiania w tej sprawie zarzutów ostatnio wycofał swoje zeznania. Mimo wielu przejść z wymiarem sprawiedliwości prezydent nigdy nie został więc skazany.
Tym razem Sarkozy chce więcej – wykorzystać trwającą trzy tygodnie rozprawę do triumfalnego powrotu do wielkiej polityki. – Startować w wyborach prezydenckich 2022? Myśli o tym częściej, niż zawiązuje buty czy myje zęby – zapewnia Guillaume Larrive, deputowany z departamentu Yonne partii Sarkozy'ego Republikanie.
Sondaż z października dla tygodnika „Le Journal du Dimanche" pokazuje, że żaden polityk nie uosabia dziś tak dobrze wartości prawicy jak właśnie Sarkozy.