Wygląda na to, że pierwszymi ofiarami nowej ofensywy Donalda Trumpa staną się Meksyk i Kanada. Oba kraje tworzą z Ameryką strefę wolnego handlu USMCA, w ramach której możliwe jest wprowadzenie ceł tylko wedle ściśle określonych procedur. Ale Trump najwyraźniej nie widzi w tym problemu: chce działać błyskawicznie. – Mówimy o 25-procentowych cłach. Chcemy je wprowadzić 1 lutego. To są kraje, skąd przybywa do nas potok nielegalnych imigrantów, a także narkotyków, w szczególności fentanylu – powiedział prezydent do zebranych w Gabinecie Owalnym dziennikarzy.
W tym samym czasie podpisywał przedkładane na jego biurko kolejne rozporządzenia wykonawcze. Za jego plecami stali niektórzy z jego doradców, jak Peter Navarro, zwolennik konfrontacji handlowej z Chinami.
Czytaj więcej
Prezydent zaprasza na zaprzysiężenie Xi Jinpinga i zawiesza blokadę TikToka w USA.
Niezliczone firmy zainwestowały grube miliardy dolarów w produkcję w Meksyku z myślą o eksporcie do Stanów. Liczyły, że międzynarodowa wymiana handlowa pozostanie oparta na procedurach prawnych w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO). Z tego powodu Meksyk stał się największym partnerem handlowym Stanów.
Teraz jednak ten układ zdaje się załamywać jak domek z kart. Zanosi się na wojnę handlową: zarówno władze Meksyku, jak i Kanady zapowiedziały, że są gotowe odpowiedzieć symetrycznymi środkami na import z USA. Rynki finansowe zareagowały na to gwałtownymi zmianami nastrojów. Najpierw zaczął pikować amerykański dolar, potem jego śladem poszedł dolar kanadyjski i meksykańskie peso.