Bowiem zrealizować je można, uzyskując minimum zgody między skłóconymi plemionami. Projekt Konsens współtworzą ludzie związani z życiem publicznym, którzy nie będąc czynnymi politykami, chcą wypowiadać się w ważnych sprawach naszego kraju. Jesteśmy z różnych środowisk i mamy różne sympatie polityczne. Łączy nas silne przekonanie, że los naszej wolności i demokracji zależy w dużej mierze od tego, czy ludzie, którzy zasadniczo różnią się w poglądach, będą potrafili ze sobą rozmawiać, poszukując porozumienia w imię polskiej racji stanu. Wolność Polaków zależy od tego, czy osiągną porozumienie w sprawach najważniejszych dla uzdrowienia państwa. W Projekcie Konsens znajdują się ludzie, którzy są gotowi rozmawiać z tymi, z którymi się nie zgadzają i są przekonani, że konsens mimo to można wspólnie uzgodnić.
Czy w polityce plemiennej i życiu społecznym podlegającym coraz większej polaryzacji jest miejsce na dialog?
Gdyby podziały polityczne cieszyły się akceptacją Polaków, to klasa polityczna nie miałaby tak kiepskich notowań w społecznych ocenach, a połowa uprawnionych do głosowania nie zostawałaby w domu w dniu wyborów. Potrzeba identyfikacji światopoglądowej i grupowej nie może powodować, że traci się z pola obserwacji interes narodowy i publiczny.
Nikt przytomny nie podważa, że sądy powinny działać szybciej, obiektywniej, sprawniej, ale sposób przeprowadzenia reformy przez ministra Ziobrę był próbą narzucenia swojej racji, dlatego że uzyskała większość w Sejmie. Jakby konformizm, jakiego sędziowie dawali i dają przykłady, dał się zwalczyć konformizmem „swoich" sędziów. Losowanie składów sędziowskich miało uczytelnić mechanizm niezależności sądów. Jednak również ta reguła gry została naruszona przez polityków.
W Projekcie Konsens uczestniczą aktorzy różnych scen politycznych. Obok pana jest Krzysztof Janik, Józef Orzeł, Jan Parys, Maciej Zalewski, Władysław T. Bartoszewski, Dominika Maison, Antoni Dudek, Tomasz T. Grosse, Stefan Kawalec, Bartosz Marczuk, Ignacy Morawski, Anna Wojciuk i wielu innych. Co was łączy?
Przekonanie, że konsens, niezależnie od tego, kto Polską będzie rządził, musi być realizowany. Dzięki niemu Polska będzie krajem silniejszym i skuteczniejszym. Rozmawiać trzeba nie tylko z tymi, z którymi zgadzamy się biograficznie i światopoglądowo. Większość ma obowiązek z mniejszością prowadzić dialog, szczególnie że każda opozycja prędzej czy później uzyska większość. W jednym z ostatnich dokumentów, które przyjęliśmy, „Silne państwo i decentralizacja", podnosimy, że państwo zdecentralizowane uzyska zdolność rozwiązywania spraw kluczowych. Nie jest prawdą, że mamy wybór: rozbicie dzielnicowe albo państwo całkowicie scentralizowane. Państwo jest silne, gdy deleguje swoje kompetencje w sposób sensowny i skuteczny samorządom. Tylko władcze decyzje w kluczowych kwestiach warto zachować w ręku władz państwowych. Łączy nas przekonanie, że obecne reguły gry są dalece niedoskonałe, począwszy od stanowienia prawa, a kończąc na jego egzekwowaniu. Polscy Tutsi i Hutu zapomnieli już, że walka powinna toczyć się o kształt państwa, sposób sprawowania władzy, wolność obywateli, swobodę działania organizacji pozarządowych pod rządami prawa – to wszystko w tym sporze niknie. Jest tylko taktyka i medialne przeciwstawienie sobie racji. Dokument Projektu Konsens na temat polskiej własności pokazuje, że mimo zmiany rządów kwestie własności wciąż nie zostały uporządkowane, a to rzutuje na wszystko. Od bliskiej mi gospodarki przestrzennej, estetyki, a raczej jej braku, i powszechnej brzydoty kraju, po blokadę działań prywatnych i publicznych. Polska jest jedynym krajem postkomunistycznym, który nie uporządkował własności. Własność jest jedną z podstaw wolności, więc chaos własnościowy ogranicza wolność.