Helena Mniszkówna. Pióro niesie jak opętane

Helena Mniszkówna. Jeśli traktować poważnie opinię, że tworzyła głównie dla kucharek, to sądząc po nakładach jej powieści, liczba przedstawicielek tej profesji w Polsce, zwłaszcza międzywojennej, musiała być imponująca.

Publikacja: 22.05.2020 10:00

Helena Mniszkówna. Pióro niesie jak opętane

Foto: History and Art Collection/alamy/be&w

Była typową panienką z dobrego domu. Helena Mniszkówna przyszła na świat w 1878 r. w majątku ziemskim Kurczyce na Wołyniu. W przeciwieństwie do Stefci Rudeckiej, bohaterki swej najsłynniejszej powieści „Trędowata", nie była więc zubożałą szlachcianką. Rodzice zadbali o staranne wykształcenie domowe. Mała Halszka władała więc dość swobodnie czterema językami obcymi, pobierała lekcje malarstwa i gry na fortepianie, a w dzieciństwie i wczesnej młodości sporo podróżowała po Ukrainie.

Ojciec, Michał Mniszek Tchórznicki, jako plenipotent hr. Męcińskiego, właściciela rozległych dóbr, zabierał swe córki Halszkę i Józefinę na inspekcje. Mała Helenka odwiedzała więc liczne dwory i z wypiekami na twarzy obserwowała życie ich mieszkańców, słuchała też anegdot i barwnych opowieści. Ojciec również rozkochał ją w lekturze utworów Henryka Sienkiewicza. Nie tylko zachwycała się Trylogią, ale też, puszczając wodze fantazji, identyfikowała się z niektórymi Sienkiewiczowskimi bohaterkami. Ideałem była dla niej Kurcewiczówna – jej imienniczka. Mniszkówna miała nawet plany dopisania dalszego ciągu Trylogii. Rozpoczęta praca nie została jednak ukończona.

W wieku 19 lat poślubiła Władysława Chyżyńskiego, z którym przeniosła się do jego majątku Platerów na Litwie. To podczas tego małżeństwa narodziły się dwie córki oraz pomysł na „Trędowatą", czyli opowieść o świecie arystokracji. Małżeństwo trwało zaledwie sześć lat, bo w 1903 r. Helena została wdową. Przeniosła się wówczas do majątku rodziców, czyli Sabni niedaleko Sokołowa Podlaskiego, gdzie poznała młodego ziemianina Adolfa Lortscha. To on stał się po latach inspiracją dla tytułowego bohatera „Panicza", kolejnej powieści pisarki.

Mniszkówna wprawdzie dość wcześnie postanowiła zająć się literaturą, nie znaczy to jednak, że na tym oraz rodzeniu i wychowywaniu dzieci (kolejnych dwóch córek) miało upłynąć jej życie. Drugim jej mężem był Antoni Radomyski herbu Rawicz. To z nim właśnie miała wspomniane córki – tym razem bliźniaczki. Zamieszkali w majątku Rogale pod Łukowem. Helena bardzo szybko dała się poznać jako aktywna działaczka społeczna. Zakładała ochronki dla panien, przewodniczyła kołu ziemianek, a nawet należała do Przysposobienia Wojskowego.

Kiedy w 1931 r., po 21 latach małżeństwa, zmarł nagle jej drugi mąż, to właśnie na jej barkach spoczęło utrzymanie domu i gospodarowanie majątkiem. W 1940 r. została z niego wyrzucona przez Niemców. Wtedy powróciła do Sabni, gdzie mieszkała u siostry do śmierci w 1943 r.

„Ręce Prusa przycisnęłam do ust"

Zafascynowana życiem arystokracji, dostrzegająca u niej pogardę dla niższego stanu, słuchająca z uwagą opowieści o mezaliansach, życiowej niesprawiedliwości – postanowiła przenieść to wszystko na papier. Pewnie nie zdawała sobie sprawy, że sięga do tak modnego od wieków w literaturze tematu królewicza i Kopciuszka. A taką opowieścią była z pewnością „Trędowata". To, że zakończenie utworu było bardziej pesymistyczne niż w słynnej bajce, zapewniło Mniszkównie dodatkowe grono czytelników, a właściwie czytelniczek, które, śledząc dzieje Stefci Rudeckiej, nie kryły łez wzruszenia.

Tym, którzy podważają literacką wartość twórczości Heleny Mniszkówny, warto przypomnieć, że w pewnym sensie ojcem chrzestnym tej twórczości był sam Bolesław Prus. Ojciec przyszłej pisarki, kiedy dowiedział się o marzeniach literackich swej Halszki, postanowił skonsultować te plany właśnie z autorem „Faraona". Ten zaś po zapoznaniu się z rękopisem „Trędowatej" dostrzegł w niej spory potencjał literacki. Uradowana Halszka z charakterystyczną dla siebie egzaltacją tak wspominała tamtą wizytę: „Prostota i szczerość, cechująca czcigodną postać tego wielkiego duchem, a tak skromnego człowieka, jego uśmiech łaskawy – wszystko to nastroiło mnie jakby słoneczną pogodą. Duszę miałam pełną zachwytu i wdzięczności za jego dobre, drogie słowa, za to, że był takim właśnie, jakim był. Pokochałam go od razu jak ojca, a gdy wreszcie usłyszałam wyczekiwany, decydujący dla mnie wyrok, uniesiona szałem radości, ręce Prusa przycisnęłam do ust".

Ojciec nie miał więc wyjścia i postanowił wesprzeć finansowo debiut literacki swej córki. „Trędowata" odniosła sukces. Cały nakład rozszedł się w warszawskich księgarniach w ciągu zaledwie kilku dni. Do wybuchu II wojny światowej powieść wznowiono 16 razy. Wydawcy, doceniając zainteresowanie czytelników Mniszkówną, uznali, że jej powieści są dla nich skarbem. Mimo infantylnego stylu postanowili niczego nie poprawiać, nie poddawać redakcji.

Co ciekawe, pierwsze recenzje „Trędowatej" były na ogół przychylne. Potem dopiero pojawiły się głosy krytyczne, które w żaden sposób nie przekładały się na zainteresowanie czytelników. Środowisko literackie wyraźnie zaczęło spychać Mniszkównę na margines, uznając, że jej utwory są nie tylko grafomańskie, ale też dalekie od realnego świata. Magdalena Samozwaniec chętnie parodiowała styl Mniszkówny, Antoni Lange nazywał ją spadkobierczynią sławy Rodziewiczówny.

Wiktor Gomulicki, który znalazł w „Trędowatej" próbę satyry społecznej i moralizowania na temat obowiązku ówczesnych elit, pisał: „Zanim jeszcze znalazłem czas na przeczytanie dwóch okazałych woluminów, zaznajomiły się z nimi dwie młode kobiety. Każda, zwracając mi powieść, miała zaczerwienione powieki. U jednej był to skutek bezsenności: ta »Trędowata« to szalenie zajmująca, żem całą noc na czytaniu spędziła. U drugiej czerwoność pochodziła od łez nad książką wylanych". Pisarz chwalił autorkę, „która kreśli piękne obrazy przyrody, umie zręcznie prowadzić dialog, w scenach dramatycznych zdobywa się na siłę".

„Trędowata" okazała się nie tylko bestsellerem dwudziestolecia międzywojennego w Polsce i doczekała się kilku przekładów na języki obce. Przed wojną dwukrotnie była przenoszona na ekran. W roli Stefci wystąpiły wielkie gwiazdy przedwojennego kina: Jadwiga Smosarska i Elżbieta Barszczewska. Przebojem okazała się też powojenna ekranizacja z Elżbietą Starostecką. Reżyserował Jerzy Hoffman, a scenariusz napisał Stanisław Dygat.

Pióro jak opętane

Pozostałe powieści Mniszkówny szybko trafiały pod strzechy. A wydała ich ponad 20. Najpopularniejsze oprócz „Trędowatej" to „Ordynat Michorowski" , wspomniany „Panicz", „Gehenna", „Czciciele Szatana", Kwiat magnolii" czy „Magnesy serc". Ostatnią powieścią był „Smak miłości", pisany z przerwami od 1938 do 1941 r., choć może należałoby za nią uznać „Słońce", wydane po raz pierwszy dopiero w 1993 r., po rekonstrukcji z rękopisu.

Mniszkówna, mając świadomość, że „stoją za nią tłumy", wydawała się nie dbać o popularność. Być może w poczuciu bycia „trędowatą polskiej literatury" nie udzielała się towarzysko. W prasie dwudziestolecia jest tylko jeden z nią wywiad w „Tygodniku Polskim" i jedno zdjęcie w „Kurierze Warszawskim" w dworku w Sabniach z podpisem „Tam, gdzie tworzyła autorka »Trędowatej«".

Helena Mniszkówna sama stwierdzała, że jej pióro „przeistacza się w niesfornego wierzchowca i niesie jak opętane". Pomimo miażdżącej krytyki i faktu, że w latach 50. jej twórczość była zakazana przez PRL-owską cenzurę, okazała się odporna na wszelkie próby kwestionowania jej miejsca w polskiej literaturze. Jak przyznał prof. Julian Krzyżanowski, „bezsporną jej zasługą był fakt, że poprzez swoje ckliwe powieści powiodła o krok naprzód prymitywnego czytelnika do nowoczesnej literatury".

Była typową panienką z dobrego domu. Helena Mniszkówna przyszła na świat w 1878 r. w majątku ziemskim Kurczyce na Wołyniu. W przeciwieństwie do Stefci Rudeckiej, bohaterki swej najsłynniejszej powieści „Trędowata", nie była więc zubożałą szlachcianką. Rodzice zadbali o staranne wykształcenie domowe. Mała Halszka władała więc dość swobodnie czterema językami obcymi, pobierała lekcje malarstwa i gry na fortepianie, a w dzieciństwie i wczesnej młodości sporo podróżowała po Ukrainie.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska